top of page

Recenzje

Data: 16.12.2022 r.

Zespół: Au Paris

Płyta: Playing with a Different Sex

Birmingham to zdecydowanie najbrzydsze i najbardziej obskurne miasto w jakim miałem okazję być [tak, byłem w Łodzi ;-)]. Całe szczęście nie musiałem nigdy spędzić tam więcej niż jednej nocy. Właśnie stamtąd wywodzi się nieco zapomniana grupa Au Paris, która istniała w latach 1978-1983.


Playing with a Different Sex to debiutancki album zespołu w wydany w 1981 roku. Krążek utrzymany jest w post punkowym klimacie, a muzycy nie unikają trudnych tematów. W numerze "Armagh" poruszają np. problem tortur i gwałtów dokonywanych na irlandzkich kobietach w więzieniu w tytułowej miejscowości. Jest też cover Bowie-go "Repetition" o przemocy domowej.


W reedycji z 1992 na krążek wskoczyło kilka bonusowych numerów i właśnie z tego wydania zaproponuję Wam piosenkę "You".



Data: 8.12.2022 r.

Zespół: &Inni

Płyta: Wyższość-pogarda-litość [EP]

Nowa EPka załogantów z &INNI to 3 numery w których motywem przewodnim jest próba zmierzenia się z życiem, które czasami potrafi przytłoczyć.
 

Dwa pierwsze kawałki są utrzymane bardziej w konwencji post-punkowej, trzeci to raczej punkowa łupanka. Choć wokalista grupy twierdzi, że inspirowali się starym, post-punkowo-zimnofalowym graniem, ale nieszczególnie to słychać na płycie, to bardziej osłuchani trafią na nawiązania nie tylko muzyczne, ale i tekstowe do np. Siekiery ("idziemy na skraj").

Solidny materiał.
 

Jeszcze na sam koniec pozwolę sobie na drobną uszczypliwość - czy wszystkie punkowe zespoły niepoprawnie wymawiają słowo "w łóżku" [w uszku, z uszka wstać]? Tak było na krążku u Nic Śmiesznego, tak jest i u &INNI Ale to oczywiście mało znaczący detal, który nie psuje całości odbioru.
 

Łapcie całą EPkę na YT.

Data: 7.12.2022 r.

Zespół: Punkband

Płyta: Single

Dzisiaj kolej na grupę PunkBand, która naprawdę nieźle się maskuje, bo bardzo ciężko doszukać się o nich czegoś konkretnego. Po zdjęciach widać, że to kwartet, po akcencie, że to prawie na pewno Brytyjczycy. Szkoda, że tacy skromni jeśli chodzi o wypuszczanie w świat informacji o sobie, bo podejrzewam, że na scenie to musi być wulkan energii.
 

Krótkie, czadowe, proste, punkowo-rap-core'owe numery dla miłośników takich kapel jak Slaves czy Bob Vylan. Co tu dużo mówić, siedli mi bardzo.
 

A dla Was numer "Peaceful Life"

Data: 24.11.2022 r.

Zespół: dr fleischman

Płyta: Rotten desire [EP]

Kiedyś gdzieś tu marudziłem, że nie załapałem się nigdy na koncert grupy Something Like Elvis i, że żałuję, bo nikt w Polsce tak nie gra.
 

A tu proszę, jest dr Fleischman. Wprawdzie akordeonu nie ma, ale i tak jest zajebiście. Tu też mamy świetnie brzmiącą mieszankę hardcoru, noise rocka i math-rocka. Podobieństwa nie kończą się tylko na brzmieniu - zarówno SLE jak i grupa z Pieńska byli gośćmi na trasie takich tuzów jak np. NoMeansNo. Żeby nie było, nie jest to jednak prosta kalka.
 

"Rotten desire" to ostatnie studyjne wydawnictwo zespołu - raptem 4 numery, ale czasowo to jest 20 minut grania, więc prawie LP Polecam.
 

A dla Was numer tytułowy:

https://www.youtube.com/watch?v=2foNQXcojb4

Data: 24.11.2022 r.

Zespół: The Pau

Płyta: Ku

Z Pauliną pierwszy raz miałem do czynienia, gdy była gościem grupy Dezerter podczas jednego z ich koncertów we Wrocławiu. Teraz mam przyjemność współorganizować jej występ w Zamek Nadaje i wróciłem sobie do jej debiutu.
 

The Pau to "one girl band" utrzymany w konwencji indie-punk-rockowej. Podkłady stworzone przez Paulinę są zwykle interesujące, gitarka też miło szarpie, a i wokal jest drapieżno-energetyczny.
 

Na "Ku" zmieściło się 9 numerów z moimi ulubionymi jak "Poniedziałek" czy "Kretyni".

Mało jest na naszej scenie kobiet, więc tym bardziej milo, że pojawiają się na niej takie osoby jak Paulina.
 

A dla Was The Pau i "Poniedziałek" właśnie.

Data: 16.11.2022 r.

Zespół: Taraka

Płyta: Welcome To Paradise Lost

Taraka to solowy projekt Taraki Larson, która wcześniej ze swoją siostrą tworzyła psychodeliczno-dance-popowy twór pod nazwą Prince Rama.
 

W 2019 roku ich drogi się jednak rozeszły, a w 2021 Taraka wydała swój solowy album. I muszę powiedzieć, że to kawał fantastycznego grania i jestem nim zachwycony.
 

Nie da rady jednoznacznie zaszufladkować tego materiału, tygiel brzmień jest po prostu zbyt szeroki. Słychać tu wpływy punk-rocka, psychodelii, garażowego rocka, muzyki z lat '70 i generalnie mnóstwa innych gatunków. Wszystko podlane często wpadającymi w ucho popowymi melodiami. W jednej z recenzji tego materiału przeczytałem, że Taraka stworzyła nową formę psychodelicznego garażowego popu. I coś w tym jest.
 

Zapraszam na odsłuch:

Taraka i "Welcome To Paradise Lost"

Data: 6.11.2022 r.

Zespół: Meryl Streek

Płyta: 796

Właśnie wyszedł pełnowymiarowy debiut irlandzkiego artysty ukrywającego się pod pseudonimem Meryl Streek. Mój apetyt był wyostrzony singlami, które zapowiadały płytę (np. "False Apologies" czy "Death to the Landrod").
 

I generalnie nie zawiodłem się. Trudno sprecyzować co gra Meryl Streek, bo to mieszanka brzmień elektroniczno-punkowo-post punkowych z krzyczanym, intensywnym wokalem trochę w stylu Talbota z Idles. Jedno jest pewne - jest to świetny materiał.
 

Gdyby nie analizować tekstów, to można by sobie posłuchać tej muzy przy śniadaniu, ale już sam tytuł albumu wskazuje, że jednak lekko w warstwie lirycznej nie będzie. 796 to liczba ciał dzieci znalezionych nieopodal katolickiego sierocińca w Irlandii, które zmarły prawdopodobnie z powodu zaniedbań w tymże. Long play jest w dużej części albumem koncepcyjnym, który w zamierzeniu ma rozliczyć mało pozytywną działalność Kościoła (m.in. "The Start", "False Apologies" czy "796"), choć znalazło się i kilka numerów z lewicowym spojrzeniem i na inne sprawy ("Death to the Landlord").
 

A dla Was: Meryl Streek i "Death to the landlord"

Data: 3.11.2022 r.

Zespół: City Dog

Płyta: single

Wydaje mi się, że dożyliśmy czasów gdy popularniejsze stają się EPki/single niż pełne LP. Raz, że można komentować otaczającą rzeczywistość niemal na bieżąco, dwa, że kosztuje to znacznie mniej jak nagranie płyty.
 

Ale odbiegłem trochę od tematu, który miałem zamiar poruszyć, czyli tria z Brighton pod nazwą City Dog.
 

Do tej pory chłopaki z UK wydali jedną EPkę i trzy single utrzymane w konwencji garażowego punk-rocka. Jest melodyjnie, niezbyt czysto, ale za to z ogromną dawką energii. Plus dodatkowo trafił się utrzymany bardziej w stylu rap-core numer nagrany z Sbk, co jest miłą odmianą.
 

Polecam się zapoznać, a dla Was ich pierwszy numer ever - "Mind eraser": 

Data: 26.10.2022 r.

Zespół: Play Dead

Płyta: Mug Cake [EP]

Play Dead to Londyńskie punk-rockowe trio, powstałe w 2020 roku, które właśnie uraczyło nas nową EPką.
 

Całość to 5 numerów balansujących między indie-rockiem, a punk-rockiem właśnie, z wyraźnie zarysowaną linią basu, który naprawdę robi tu robotę. Plus proste riffy na gitarze, bez zbędnych udziwnień i mamy to. Materiał jest pełen energii, a EPka została zarejestrowana raptem w jeden dzień w studio.
 

Tekstowo? Od nieudanej wizyty u fryzjera, który spieprzył nam fryzurę po poważniejsze tematy typu rozpad relacji ze znajomymi.
 

Czekam na pełnego LP.
 

A dla Was:

Play Dead i "Company Car":

Data: 14.10.2022 r.

Zespół: Low Life

Płyta: Dogging

Czyli znowu wracamy do Australii, kopalni muzycznych diamentów. Pora na debiutancki, choć mający już kilka lat, album grupy Low Life.
 

Na "Dogging" zmieściło się 8 numerów utrzymanych w konwencji wybuchowej mieszanki punk-rocka, post-punka i shoegazeu. Mamy tu numery zarówno dla wielbicieli czystego czadu (np. "DNA") jak i bardziej melancholijnych brzmień (np. "Emmie"). Wszystko podlane sosem lo-fi.

Wchodzi bardzo dobrze.

 

A dla Was coś spokojniejszego Low Life i "Emmie":

Data: 9.10.2022 r.

Zespół: The Bobby Lees

Płyta: Bellevue

No i do doczekałem 3 LP w karierze pochodzącej z USA grupy The Bobby Lees. Ostrzyłem sobie na niego hmm ucho już dosyć długo, bo zespół dawkował emocje wypuszczając świetne EPki zapowiadające album ("Hollywood Junkyard" oraz "Monkey Mind").
 

Zmieściło się na nim 13 numerów. Konwencja? Jak już pisałem przy okazji EPek - świdrujące, punkowe, gitary, lekko przybrudzony dźwięk, bluesowy groove i od czasu do czasu wjazd pianina, które buduje świetny klimat. Jest moc, energia i sporo ciekawych rozwiązań w gatunku, który przez niektórych uznawany jest za martwy. Jak się okazuje niesłusznie.
 

Świetny album, polecam wrzucić na odsłuch.
 

A dla Was numer otwierający krążek:

The Booby Lees i "Bellevue":

Data: 8.10.2022 r.

Zespół: Dehet Sinn

Płyta: Mora

Mało jest w Polsce grania typowo zimno-falowego. Kiedyś Wieże Fabryk narzekały, że nie mają u nas z kim grać, bo do zespołów punkowych nie za bardzo pasują i tak się przyczepiają trochę na siłę. No to proszę bardzo - jest Dehet Sinn.
 

Na płycie Mora zmieściło się 12 numerów śpiewanych przejmującym, pełnym emocji, wokalem, utrzymanych w konwencji zimnej fali właśnie. Trochę się to zlewa pod koniec w jedną całość, ale niewątpliwie Dehet Sinn jest zespołem ciekawym, a płyty warto posłuchać.
 

Polecam zakup winyla na ich Bandcampie - wydany naprawdę pięknie, w gate-foldzie i z grubą książeczką z tekstami.
 

A dla Was cała płyta:

Dehet Sinn i "Mora".

Data: 7.10.2022 r.

Zespół: Izzy and the Black Trees

Płyta: Revolution Comes In Waves

Z Izabelą z Izzy and the Black Trees rozmawialiśmy latem podczas jednego z poranków, które prowadziłem w radio Zamek Nadaje. Powiedziała wtedy, że lada dzień wyjdzie ich druga płyta oraz, że będzie nieco bardziej punkowa.

Oba te stwierdzenia okazały się prawdą.
Krążek właśnie się ukazał, a LP faktycznie jest bardziej przybrudzony, (post) punkowy i myślę, że ciekawszy niż debiut. W zasadzie nie ma słabych momentów, a miłośnicy takich zespołów jak Sonic Youth czy Pixies powinni być ukontentowani. Czyli nie jest przesadnie ciężko, ale na pewno energetycznie, z pomysłem i pokręconymi riffami.

Oczywiście Izzy and the Black Trees to nie tylko prosta mieszanka wyżej wymienionych, bo mają swój własny rozpoznawalny od pierwszych taktów styl.

Podsumowując: klasa światowa jeśli chodzi o brzmienia z gatunku indie-rock / postpunk.

A dla Was:
Izzy and the Black Trees i "I Can't Breathe"

 

Data: 1.10.2022 r.

Zespół: Pixies

Płyta: Doggerel

Jestem psychofanem Pixies, ale nie bezkrytycznym Płyty wydane do rozpadu grupy w połowie lat '90 uważam za wybitne. Te nagrane po reaktywacji, już bez Kim Deal, to jednak nie było to samo. Czegoś im brakowało, może właśnie tego konfliktu, którzy żarzył się między basistką grupy, a jej liderem Frankiem Blackiem.
 

Z nowym wydawnictwem, "Doggerel", jest niestety podobnie. Krążek nie zaskakuje, nie wciąga, nie chce się go słuchać w kółko. Przyjemnie sobie mruczy w tle, nie przeszkadza, ale to zdecydowanie za mało, żeby uznać tego LP za bardzo dobry. Ot taki średniaczek, z którego można wyłuskać 2-3 numery (np. otwierający płytę "Nomatterday" czy "There's A Moon On").
 

A dla Was "Nomatterday" właśnie.

Data: 25.09.2022 r.

Zespół: Teen Mortgage

Płyta: Life/Death [EP]

Oj, dzieje się dzisiaj na peju, ale jak wskakuje na playlistę coś ciekawego, to ciężko się nie podzielić, a właśnie wpadła perełka.

Teen Mortgage to zespół z Waszyngtonu DC (Default City ;)), który raczy nasze uszy solidną dawką punk-rocka, choć zakres stylistyczny  uznałbym za nieco szerszy. Nawet jakieś echa surf-rocka też są tu wyczuwalne. Generalnie ta muzyka niesie ze sobą ogromny ładunek energetyczny. Aż szkoda, że jest to tylko 5 numerów.

A dla Was Teen Mortgage w utworze "Falling Down".

Data: 25.09.2022 r.

Zespół: Lady Bird

Płyta: We

Lady Bird to pochodzące z UK trio, które wprawdzie samo wrzuca się do worka z napisem "punk", ale jednocześnie zaznacza, że mieszanka brzmień przez nich prezentowanych to nie jest proste, prymitywne łupanie.

I faktycznie tak jest, bo mamy rytmy podchodzące zarówno pod "Arctic Monkeys" jak i "Slaves", "Idles" czy "Boba Vylana". Jest mocno, czasami rytmy są połamane, ale jednak pewnej przebojowości i melodyjności w tym całym naparzaniu nie sposób im odmówić.

Na debiutancki krążek "We" weszło 11 numerów (pomijam dwa tracki z których jeden to fragment rozmowy, a drugi króciutka zajaweczka). I jest to debiut naprawdę dobry.

A dla Was Lidy Bird i "Infants".

 

Data: 19.09.2022 r.

Zespół: Solid Space

Płyta: Space Museum

Są takie kapele, których jeśli się nie zna, to nie sposób umiejscowić na osi czasu. Ich nagrania mogłyby powstać wczoraj jak i 40 lat temu. Tak jest właśnie z grupą Solid Space, która akurat istniała na początku lat osiemdziesiątych.

Zafascynowani serialem Dr Who nagrali album pełen tekstowych odniesień do science-fiction. A muzycznie? Ciekawa mieszanka minimalu, synthu i post-punka. Przyjemne, raczej spokojne, melodie w sam raz na niedzielne popołudnie.

A dla Was:

Solid Space - Destination Mode

Data: 15.09.2022 r.

Zespół: Nic Śmiesznego

Płyta: Nihil Novi

Nihil novi - "nic nowego, ta sama stara sprawa, prawa się nie boi ten co tworzy prawa. A prawda jest taka, człowieku młody, państwo jak ryba, psuje się od głowy" - myślę, że ten cytat to całkiem niezłe podsumowanie tekstów z wydanej dosłownie wczoraj, drugiej płyty grupy Nic Śmiesznego. Mamy numery o państwie bezprawia, gdzie rządzi pieniądz, Kościół i politycy. Czyli jak to w punk-rocku, teksty może nie odkrywcze, ale solidnie napisane, a krzyczane refreny idealnie nadają się do darcia japy z publiką na koncertach.
 

Muzycznie - to jest hard-core w który wierzę. Czyli mocno, z powerem, ale bez przegięć, mega tempa i growlującego wokalu. Wpada w ucho.
 

Posłodziłem, to teraz łyżka dziegciu - Gumiś, wokalista, próbuje miejscami zamiast krzyczeć śpiewać (np. numer X53RO) i to wychodzi słabiej - ewidentnie brakuje trochę "techniki".
 

Generalnie mówi się, że druga płyta jest najtrudniejsza w karierze kapeli. Jeśli tak jest, to Nic Śmiesznego wyszło z tej próby obronną ręką. Dobry, solidny album, który jak najbardziej polecam. Dodatkowy plus za jewel-case, a nie modne ostatnio digi-packi.
 

A dla Was Nic śmiesznego i "Paragraf":

Data: 3.09.2022 r.

Zespół: Paulina Pank

Płyta: Tatutata, sie sind da

Paulina Pank to pochodzący z Drezna duet, który sam się do mnie odezwał z prośbą o pomoc w organizacji koncertu. Pewnie, że się postaram im to ogarnąć, bo kupili mnie swoją muzyką.
 

EPka to 7 numerów utrzymanych w przedziwnej, wciągającej konwencji electro-synth-pop-punka, gdzie rytmy z lat osiemdziesiątych łączą się płynnie z muzyka bardziej współczesną. I chociaż na początku trochę przeszkadzał mi język niemiecki, to jednak szybko przestał, a płyta leci na zapętleniu od kilku dni.
 

Polecam i dajcie znać czy chcielibyście ich zobaczyć na żywo w okolicach Wrocławia

https://www.youtube.com/watch?v=xkjZ20aiFO4

Data: 25.08.2022 r.

Zespół: The Bobby Lees

Płyta: Hollywood Junkyard EP + Monkey Mind

Bobby Lees dawkują nam emocje przed wypuszczeniem pełnoprawnego, trzeciego w ich karierze, albumu. Po przesłuchaniu EPki i najnowszego singla mój apetyt się tylko wyostrzył.
 

Najlepszym podsumowaniem muzyki tej amerykańskiej grupy może być cytat, który znalazłem w internetach: "bluesy garage punk sound with a healthy injection of weirdness". Wszystko się zgadza. Świdrujące, punkowe, gitary, lekko przybrudzony dźwięk, bluesowy groove i od czasu do czasu wjazd pianina, które buduje świetny klimat.
 

Czuję, że ten band, przy odrobinie szczęścia, sporo namiesza trzecim krążkiem na naszej alternatywnej scenie.
 

A dla Was: The Bobby Lees i "Monkey Mind"

Data: 22.08.2022 r.

Zespół: Tekla Goldman

Płyta: s/t

Mało jest w Polsce indie-rockowego grania, które mnie nie odrzuca. Szukasz, słuchasz i najczęściej kończy się na zawodzie. Aż trafia ci się taka Tekla Goldman i myślisz: "Jezu, złoto".

Kwartet z Otwocka to odrobinę transowy, psychodeliczny, garażowy indie-rock utrzymany nieco w klimacie lo-fi (EPka była ponoć nagrywana na mikrofonach Unitra pamiętających PRL). Czasami miejscami jest aż nazbyt lekko i soulowo (jeśli chodzi o wokal), ale zaraz wjeżdża jazgoczący klawisz lub brudna gitara i znowu jest lux.

Nie analizowałem tekstów kapeli, bo ciężko je zrozumieć, ale nie uważam tego za wadę, gdy wokal jest po prostu kolejnym instrumentem.

Łapcie całą EPkę.

Data: 17.08.2022 r.

Zespół: Kluci

Płyta: Ape Should Never Kill Ape

"Wieczorami chłopcy wychodzą na ulice", mam nadzieję, że Kluci (z j. czeskiego chłopcy właśnie) też częściej na nie wyjdą i zagrają więcej niż jeden koncert na rok. A jest czego słuchać.

Grupa określa swoją muzykę mianem elektro-punka i to moim zdaniem dobre samookreślenie. Dodałbym jeszcze tylko, że śpiewają po angielsku, bo wiadomo, że czeski mógłby być ciężki do strawienia dla zagranicznej publiki.

Na EPce mamy numery typowo elektroniczne ("Magic Beans"), mamy typowo punkowe ("Leave Me Alone"), ale najwięcej frajdy dają zdecydowanie te w pomieszanej konwencji ("Never Grow Old"). Generalnie 6 kawałków, z których każdy jest pozytywnym ciosem.

 

Polecam, a dla Was Kluci i "Never Grow Old":

Data: 28.07.2022 r.

Zespół: The Sound

Płyta: From the Lions Mouth

The Sound, choć zyskiwał bardzo przychylne opinie krytyków, nigdy nie odniósł komercyjnego sukcesu na jaki zasługiwał. W dość popularnym magazynie muzycznym Uncut, dziennikarz napisał nawet, że przy The Sound bledną zarówno U2 jak i Joy Division. Aż tak daleko bym nie szedł, ale szkoda, że ta brytyjska grupa pozostała nieco w cieniu.

"From the Lions Mouth" to 10 numerów utrzymanych w klimatach właśnie Joy Division, U2, ale także mroczniejszych nagrań The Cure. Dobry, równy album, na którym ciężko znaleźć kiepskie momenty, a utwory takie jak "Fire" czy "Possession" na długo zostają w głowie.

A dla Was The Sound w numerze "Fire":

Data: 18.06.2022 r.

Zespół: Velvet Condom

Płyta: Stadtgeil

Velvet Condom pochodzi z Francji, dokładnie ze Strasburga, ale już jakiś czas temu przenieśli się do nieco bardziej żyjącego alternatywą Berlina.
 

Dziennikarze określili ich utwory mixem Kraftwerka i The Cure, co wydaje mi się dość dobrze odzwierciedla twórczość tego duetu. Mieszanka emocji darkwave, synthwave i post-punka w naprawdę interesującym wydaniu.
 

Na krążku zmieściło się 9 raczej dłuższych jak krótszych numerów, bo całość to 40 minut grania. Polecam
 

A dla was Velvet Codom w utworze "Rouge City"

Data: 26.06.2022 r.

Zespół: Zuch Man

Płyta: Cosmo

Pod pseudonimem Zuch Man ukrywa się Artur Zuchamantowicz, który na deskach sceny alternatywnej udziela się od zawsze (Zgon Nestora, Radical Soul Ammunition).
 

Tym razem jednak postawił nie na granie w zespole, lecz solo. Cosmo to 8 numerów utrzymanych w konwencji gdzieś pomiędzy Różami Europy, Hurtem i Cool Kids Of Death. Muszę powiedzieć, że mnie kupił w stu procentach. Tych nieco ponad 30 minut słucha się bardzo przyjemnie.
 

Czekam na więcej.

A dla Was Zuch Man i "Oto człowiek".

Data: 17.06.2022 r.

Zespół: NAIV

Płyta: Przedświt

Cofamy się do roku 2009, kiedy to warszawski zespół NAIV wydał swoja drugą i ostatnią płytę.

Grupa prezentowała szeroko rozumiany indie-rock, a na krążku zmieściło się 13 numerów.
 

Moim zdaniem płyta jest bardzo nierówna. Są na niej utwory słabe, ale są i naprawdę fantastyczne - choćby "Nie omijaj mnie" - czyli jedno z najlepszych rozliczeń z Bogiem jakie kiedykolwiek słyszałem. Choćby dlatego warto się z tym wydawnictwem zapoznać.
 

A dla Was NAIV i "Nie omijaj mnie"

Data: 11.06.2022 r.

Zespół: Something Like Elvis

Płyta: SHAPE

Takiego bandu w Polsce już chyba nie będzie - punkowa siła i zadziorność nie pozbawiona jednak melodyjności i rozbudowanych partii instrumentalnych. Do tego, co w sumie rzadko się spotyka, wszystko doprawione psychodelicznym akordeonem.

Shape to najbardziej punkowy album tej już nieistniejącej grupy - 10 pokręconych numerów, które trudno wrzucić do jednego worka - bo jest tu i hard-core i noise i psychodela, a nawet powiedziałbym elementy math-rocka.

Grupa była bardziej rozpoznawalna za granicą niż u nas - grali trasy między innymi z takimi gigantami jak NoMeansNo czy Fugazi.

A dla Was Something Like Elvis i numer Speed.

Data: 21.05.2022 r.

Zespół: Przyszły

Płyta: Nad życie (singel)

Dzisiaj na tapecie Przyszły z numerem "Nad życie". Ciekawa mieszanka zimnej fali, popu i rapsów. Do tego rozliczanie się z szeroko rozumianym patriotyzmem. Od razu na myśl przyszedł mi Obywatel GC i jego "Nie pytaj o Polskę". Podobna maniera śpiewania w refrenie i mam wrażenie, że podobne przemyślenia.

Osobiście też mam symptomy syndromu sztokholmskiego odnośnie naszej ojczyzny.

A dla Was Przyszły i "Nad życie"

Data: 20.05.2022 r.

Zespół: The Rakes

Płyta: Capture / Release

The Rakes funkcjonowali w latach 2003-2009, a ich debiutancki album "Capture / Release" na łamach jednego z najpopularniejszych magazynów muzycznych w Wielkiej Brytanii - New Musical Express - otrzymał notę 9 na 10. Więc klawo.
 

Zespół twierdzi, że inspirował się takimi kapelami jak The Specials, Siouxsie and the Banshees czy Pulp. Jak dla mnie to ska jest raczej słabo wyczuwalne, a te 11 numerów balansuje bardziej na granicy indie-rocka i post punka.
 

Niemniej jednak są naprawdę godne uwagi i warto ich posłuchać.
 

A dla Was:

The Rakes i "Terror!"

Data: 16.05.2022 r.

Zespół: T. Love

Płyta: Hau! Hau!

Próbowałem, naprawdę. Miałem kilka podejść, Muniek jednak mnie pokonał. 10 numerów, 34 minuty grania, a męki Tantala.
 

I nie łudziłem się, że T. Love wróci do korzeni, że będzie alternatywnie i mniej lub bardziej punkowo. Wiedziałem, że będzie raczej pop-rockowo, ale ja te popowe płyty ("Al Capone", "Chłopaki nie płaczą") całkiem lubiłem. Miały jednak w sobie to coś.
 

Na najnowszej jest po prostu miałko, nijako i mdło . I nawet jeśli można mieć jakieś guilty-pleasure ze słuchania "Pochodni", czy jakiś tam numer się broni ("Tomek"), to jednak całość jest niezjadliwa.
 

Change my mind.
 

T. Love - "Tomek"


Data: 16.05.2022 r.

Zespół: Skuund

Płyta: It Wasn't What You Took (singiel)

Jakiś czas temu napisał do mnie zespół SKUUND z prośbą o posłuchanie pierwszej płyty. Nie siadło mi za bardzo, ale byli wytrwali i podesłali kilka numerów z drugiej. Zespół po zmianach personalnych zmienił swoje brzmienie, a singiel "It Wasn't What You Took" to prawdziwa petarda.


Lubię takie zimnofalowe, przyciężkawo-punkowe klimaty. W utwór

świetnie wpasowuje się także sax, na którym gra znany z Idles Colin Webster.
 

I choć reszta płyty będzie miała mniej punkowego pazura, to z próbek, które już słyszałem na pewno będzie warto zapoznać się z całością.
 

A dla Was:

SKUUND i "It wasn't what you took"



Data: 10.05.2022 r.

Zespół: Brenda i Funky

Płyta: Sygnały

Kolejna pozycja od (nie)sławnego szczecińskiego labelu Syf Records. Są tak undergroundowi, że próżno ich szukać na Fejsbuku. Jak sama nazwa wskazuje, wydają jednak świetną muzę.
 

Brenda i Funky to syntwave utrzymany w konwencji lo-fi. Pięć bardzo przyjemnych numerów, gdzie między innymi szargane są punkowe świętości: "Nie czekamy na sygnał / Nie ma żadnej centrali".

Całość: Bandcamp

Data: 2.05.2022 r.

Zespół: Equal Idiots

Płyta: Eagle Castle BBQ

Gdy się słucha muzyki Equal Idiots, to naprawdę niczego w niej nie brakuje - składny, garażowy punk-rock nie pozbawiony rock'n'roll-owej przebojowości. Aż trudno uwierzyć, że to tylko duet. Jeśli miałbym porównać ich do jakichś bardziej znanych bandów, to na myśl przychodzą mi The Hives ze swoich najlepszych lat.
 

Eagle Castle BBQ to dwanaście przebojowych numerów, prawie 40 minut muzyki. W sam raz pod majówkowe piwo.
 

A dla Was:

Equal Idiots i "Seduction Of Judas"



Data: 29.04.2022 r.

Zespół: Dług Publiczny

Płyta: Miasto w ogniu staje

 

Czy Dług Publiczny gra muzę wielce oryginalną? Na pewno nie. Czy mimo to świetną albo przynajmniej bardzo dobrą? Wiadomo, inaczej bym o nich nie pisał.
 

Chłopaki z Wawy na pewno nie unikną porównań do Rage Against The Machine - przekaz równie mocny, muzycznie też słychać wyraźne wpływy Zacka de la Rochy i spółki. Za to jest po polsku, co doceniam tym bardziej, że dobrego, rodzimego rap-core-u w naszym kraju jest jak na lekarstwo.


W swoim bio zespół wymienia jeszcze kilka kapel, które miały na nich wpływ - ale zabrakło mi jednej - KNŻ i to z najlepszych czasów "Porozumienia ponad podziałami".
 

Na EPce zmieściło się 5 numerów i z niecierpliwością czekam na więcej.


A dla Was:

Dług Publiczny i "Lustro"



Data: 22.04.2022 r.

Zespół: Кадриль

Płyta: Гонор

Na Ukrainie nie tylko żołnierze, ale także tamtejsi artyści również nie składają broni. Grupa Кадриль, po trzech latach przygotowań, wydała swój debiutancki LP.

9 numerów utrzymanych w konwencji zimnej fali i cięższego post punka właśnie ujrzało światło dzienne za sprawą Bat Cave Productions. I myślę, że ten polski label zdecydował się na wydanie tego krążka nie (tylko) z powodu konieczności udzielania wsparcia tamtejszym muzykom, ale (głównie) dlatego, że to naprawdę dobry materiał.

Ta muza raczej nie wprawi was w dobry nastrój, o czym świadczą same tytuły piosenek (jakby dosłownie skrojone pod obecną sytuację) - "W pętli", "Otępienie i strach" czy "Pięknie płonie". Co oczywiście nie oznacza, że nie warto jej posłuchać. Bo warto po dwakroć.

A dla Was - Кадриль i "В петле"

Data: 15.04.2022 r.

Zespół: High Ride

Płyta: s/t (EP)

W końcu trafiło na lokalsów. High Ride to grupa z Wrocławia, która stosunkowo niedawno wydała swoją pierwszą, zawierającą cztery utwory, EPkę.

Znajdziemy na niej naprawdę ciekawy materiał, w którym coś dla siebie znajdą zarówno fajni klasyków rocka jak i miłośnicy stonera, odrobiny psychodelii, a nawet entuzjaści Rage Against The Machine (riff w "Hey Girl" brzmi jak zagrany przez Toma Morello).

Generalnie polecam.

A dla Was:

High Ride i "Hey Girl" live:

Data: 13.04.2022 r.

Zespół: Rendez Vous

Płyta: "Distance" (EP)

Grupa Rendez Vous pochodzi z Francji i istnieje od 2012 roku. Zbyt aktywni nie są, bo ich wydawnictwa (dwie EPki i jeden LP) oddzielają za każdym razem dwa lata, a od czterech nic nowego nie nagrali. Pozostaje się cieszyć tym co mamy.
 

Distance to 6 numerów utrzymanych w konwencji surowego, zimnofalowego post punka. Utwory są śpiewane po angielsku i wchodzą jak złoto. Nic dziwnego, że EPka została dostrzeżona przez Les Inrockuptibles (francuski magazyn kulturalny) - utwór "Distance" został umieszczony w gronie 100 najlepszych piosenek roku 2016.
 

A dla Was Rendez Vous i "Distance"

Data: 27.03.2022 r.

Zespół: The City Gates

Płyta: "Age of Resilience"
 

Grupa The City Gates pochodzi z Kanady, a dokładnie z Montrealu. Pomimo tego, że Quebec jest francuskojęzycznym regionem państwa z liściem klonu na fladze, zespół śpiewa po angielsku. Ich najnowszy krążek pochodzi z 2021 roku i zawiera 11 kompozycji.
 

Całość jest utrzymana w klimacie post-punkowym, zimnofalowym. Raz jest troszkę ciężej, raz bardziej melancholijnie, ale całość łączy się w spójny, ciekawy album.
 

Dla fanów Joy Division czy The Cure pozycja jak najbardziej do osłuchania.
 

A dla Was:

The City Gates i "Tending a Dead Woman's Garden"

Data: 14.03.2022 r.

Zespół: Skull Cult

Płyta: "Brain Dead"
 

Skull Cult to grupa pochodząca z Ameryki. Nie wiem czy zespół dalej istnieje, bo część nagrań wyparowała z internetów. Ostała się tylko recenzowana właśnie EPka, która została wydana już ładnych parę lat temu.
 

Aż szkoda, że tej muzy jest tak mało, raptem 5 numerów, bo to dobry skład i ciekawe nagrania. Wrzaskliwy, utrzymany w klimacie lo-fi, synth-punk. Na EPce zmieścił się także cover sztandarowego utworu Talking Heads, który naprawdę zrobił na mnie wrażenie.


A dla Was:

Skull Cult i "Cyco Killer"




Data: 8.03.2022 r.

Zespół: Mini Skirt

Płyta: "Dying Majority" (singiel)
 

Jeden song, ale za to jaki. Świetny, garażowy indie-rock poruszający temat niechęci Australijczyków do napływu nowej ludności. Nie wiem czy to powszechna cecha na antypodach, ale na pewno polityka imigracyjna w tym kraju należy do bardzo surowych. Paradoks, bo to kraj stworzony przez (przymusowych i nie) imigrantów.
 

A dla Was:

Mini Skirt i "Dying Majority"



Data: 10.02.2022 r.

Zespół: Lost Sounds

Płyta: "s/t"

Lost Sounds to faktycznie dźwięki utracone, albowiem grupa nie istnieje już od ładnych paru lat. A szkoda, albowiem był to zespół bardzo oryginalny.

Rzadko zdarzają się tak dziwaczne (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) dźwięki - połączenie jazgoczących klawiszy, brudnych zimno-falowych gitar i  apokaliptycznych wizji w tekstach dwójki wokalistów - Jay-a Reatarda i Alicji Trout.

Płyta mieści 12 numerów, z których nie wszystkie są zjadliwe, ale część naprawdę kopie w dupę i można ich słuchać w zapętleniu.

A dla Was:

Lost Sounds i "I Get Nervous"

 

Data: 2.02.2022 r.

Zespół: Warhaus

Płyta: "We Fucked a Flame Into Being"

Warhaus to solowy projekt Maartena Devoldere-a, który jest znany być może nieco szerzej jako lider indie-rockowego zespołu Balthazar.
 

Tak łagodnej płyty to chyba jeszcze tu nie recenzowałem. Krążek pochodzi z 2016 roku i zawiera 10 numerów. Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie mi się słuchało tych nagrań. Miłośnicy Nicka Cave-a, Cohena czy amerykańskiej grupy Firewater powinni znaleźć tu coś dla siebie. Te utrzymane w nieco balladowym i soft-rockowym klimacie piosenki naprawdę wpadają w ucho.

 

A dla Was Warhaus i "The Good Lie"

Data: 29.01.2022 r.

Zespół: DeafDeafDeaf

Płyta: "Nothingness"

Nie ma się co rozpisywać, wszak singiel to raptem jedna piosenka, a elaboratów nigdy tu nie było. Generalnie dobry, zimnofalowy numer. Lubię ten klimat. Niestety pozostałe wypuszczone nagrania (a są jeszcze trzy inne utwory) już tak dobre nie są.

DeafDeafDeaf - "Nothingness"

Data: 19.01.2022 r.

Zespół: Bandit Bandit

Płyta: "s/t"

Trochę narzuciłem sobie tempo audycjami w Zamek Nadaje, bo wypadałoby coś wrzucić między zapowiedziami kolejnych audycji, więc działam ;-)
 

Na dzisiaj francuski indie-rock Bandit Bandit. Śpiewają zarówno w swoim ojczystym języku, jak i po angielsku. W obu przypadkach jest bardzo dobrze, choć bardziej przypadły mi do gustu numery w języku Napoleona. Wiadomo też, że bardziej wchodzą te ostrzejsze, z pazurem jak "Moux", "Fever" czy dosyć długo rozpędzające się "Nyctalope".
 

A dla Was: Bandit Bandit i "Moux", czyli czyste zło ;-)  Warto też zwrócić uwagę nie tylko na muzykę, ale i sam teledysk.

Data: 13.01.2022 r.

Zespół: Inhalators

Płyta: "s/t"
 

To jest zespół, który albo się pokocha, albo znienawidzi. Na uczucia ambiwalentne nie ma miejsca. Nie ma też w tej muzyce miejsca na jakąś wirtuozerię - po prostu trzy akordy w stylu The Ramones, do których zresztą grupa wyraźnie nawiązuje w tekstach. A teksty - raczej nie ma tu głębokich przemyśleń, wszystko jest na luzaku, czasami nieco kiczowacie, a czasami z humorem ("Atak serca zawsze jest bez serca").
 

Osobiście pomimo małej oryginalności, ja ten album bardzo polubiłem.
 

A dla Was:

Inhalators i "Atak serca"

Data: 1.01.2022 r.

Zespół: Skallywags

Płyta: "Estate of Intent"
 

Nie ma takiego miasta jak Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój... A jednak gdy się przyjrzałem nieco szerzej, to znalazłem. A także pochodzącą stamtąd ekipę The Skallywags.
 

Zespół wydał dotąd dwie EPki, więc mam nadzieję, że dopiero się rozkręca. Osobiście czekam na więcej. The Skallywags to dobry, brudny, garażowy indie-punk rock z lekko przesterowanym wokalem. Lubię takie granie.
 

Jeden z ich numerów ma prawie 3 miliony odtworzeń na Spotify, ale konia z rzędem temu kto ich kojarzy. A warto.
 

A dla Was:

The Skallywags i "Pain Old St. Black"

Data: 1.01.2022 r.

Zespół: Sydney Valette

Płyta: "Other Side"

Sydney Valette to pochodzący z Paryża muzyk, który tworzy szeroko rozumianą muzykę elektroniczną od 2005 roku, więc na pewno doświadczenia odmówić mu nie sposób.

Na swojej, najlepszej moim zdaniem, płycie "Other Side" bawi się stylami - miesza post punka, dark wave, synth punka, nawiązuje do disco lat '80 i generalnie trochę eksperymentuje.

Numery, które wypełniają album, są różnorodne, a zarazem równe - nie ma tutaj praktycznie praktycznie słabych stron.

A dla Was:

Sydney Valette - "Please"

Data: 28.12.2021 r.

Zespół: Idles

Płyta: "Crawler"
 

Idles z płyty na płytę podchodzą mi coraz bardziej. Może dlatego, że (przynajmniej w moim odczuciu) trochę złagodnieli? Na czwartym krążku zdarzają się nawet klasyczne rockowe ballady jak "The Beachland Ballroom". Na pewno jest bardziej różnorodnie, choć generalnie większość płyty to nadal dość ciężkie riffy i krzykliwy, ostry głos Talbota.

Zespół częściej powoli buduje napięcie niż zachęca do moshu/pogo, ale moim zdaniem to tylko na plus.

Tekstowo więcej jest też walki ze sobą, przerabiania własnych traum niż tematów, nazwijmy to ogólnie, społeczno-politycznych.

Jak najbardziej polecam.

A dla Was:

Idles i "When The Lights Come On"

Data: 18.12.2021 r.

Zespół: Bob Vylan

Płyta: "We Live Here"

Od razu powiem, że połowa tej płyty, jest jak dla mnie do odstrzału - rapsy w amerykańskim stylu to zupełnie nie to czego szukam.
 

Jednak na wydanej w 2020 roku płycie Boba Vylana mamy też sporo świetnych numerów utrzymanych w konwencji rap-core, która leży mi zdecydowanie bardziej.
 

Do tego mocny, lewicujący i antyrasistowski przekaz sprawia, że porównania do np. RATM są jak najbardziej uzasadnione.
 

Warto obczaić takie numery jak "We Live Here", "I Heard You Want Your Country Back", "CSGB" czy "Pulled Pork".
 

A dla Was:

Bob Vylan i "We Live Here"



Data: 9.12.2021 r.

Zespół: Dezerter

Płyta: "Rock Galicja '82"
 

Załapałem się. Oficjalny bootleg Dezertera, numer 172 na 300 sztuk. Cały nakład poszedł w niecałe 24h, a ponoć punka w Polsce już nikt nie słucha ;-)
 

Trudno recenzować ten materiał, bo generalnie to jest jakość kasprzaka trzymanego na ramieniu, ale niczego innego się nie spodziewałem. Płyta ma wartość czysto kolekcjonerską i tylko pod takim kątem należy na nią patrzeć.

Jednym zdaniem fajnie mieć, ale dla przyjemności nie posłuchasz.

Zostanie w stanie mint dla przyszłego pokolenia

Data: 28.11.2021 r.

Zespół: GØGGS

Płyta: "Pre Strike Sweep"

Okazuje się się, że w słonecznej Kalifornii nie trzeba koniecznie grać skate punka czy jakichś innych radosnych rytmów. Widać niektórzy lubią po prostu trochę podołować, choć otaczająca rzeczywistość nie sprzyja ;-)

GØGGS serwują słuchaczom brudny, brutalny, garażowy punk. 11 numerów z pochodzącego z 2018 roku albumu "Pre Strike Sweep" wchodzi jak złoto.

Jeśli lubisz takie kapele jak Idles czy Black Flag, nie ma szans, żeby GØGGS ci nie podpasowali.

A dla Was GØGGS w numerze "CTA".

Data: 11.11.2021 r.

Zespół: Do Góry Nogami

Płyta: "Czarna owca"

Nowa płyta pochodzącego z małopolski zespołu nie zaskakuje. Co absolutnie nie oznacza, że jest zła. Wprost przeciwnie - to dobry, solidny album, choć światem muzyki raczej nie zatrzęsie.

Grupa stylistycznie kontynuuje szlaki wytarte poprzednim krążkiem - niezbyt ciężki, melodyjny punk-rock. Urozmaiceniem jest na pewno wybrany na pierwszy singiel utwór "Nie ma nadziei", gdzie na puzonie ekipę wspiera Jarek Ważny z grupy Kult.

Tekstowo raczej pesymistycznie, życie w Polsce łatwe nie jest i generalnie zmierzamy do samozagłady. Zdarzają się jednak i elementy humorystyczne jak opowiadający o rowerzystach kawałek "Czarna owca", którzy negatywnie wpływają na stan finansów państwa, bo nie tankują i nie płacą za parkingi ;-)
 

A dla Was:

Do Góry Nogami i "Nie ma nadziei"

Data: 2.10.2021 r.

Zespół: Amyl and the Sniffers

Płyta: "Comfort To Me"

Czekałem na ten album odkąd wpadł mi w ręce debiut tego australijskiego zespołu. Urzekł mnie wtedy wprost wylewająca się z niego energią.

Druga płyta, wiadomo, najtrudniejsza. Głowa pełna pomysłów na pierwszy krążek nagle powoli zaczyna się zacinać i często jest tak, że na kolejny album wpadają odpady z debiutu.

W przypadku Amyl nie ma to miejsca - numery wprawdzie są utrzymane dokładnie w tym samym garażowo-punkowym klimacie, ale nie ma mowy o jakimś odwalaniu chałtury.

 

Dobry, solidny album choć niestety bez praktycznie żadnych zaskoczeń. Jedynym numerem, który choć trochę odbiega stylistycznie od debiutanckiego krążka jest Hertz - zresztą mój ulubiony.

Tak czy siak, słucha się przyjemnie.

A dla Was:

Amyl and the Sniffers i "Hertz"

Data: 19.09.2021 r.

Zespół: Turnstlie

Płyta: "Glow On"

Gdy zapuściłem sobie trzeci album Turnstile, moja partnerka krzyknęła - "O, Daft Punk! Dawno nie słuchaliśmy!" Fakt, płyta zdecydowanie zaczyna się jak kawałki tego francuskiego duetu i przeplatana jest takimi fragmentami, ale to wciąż Turnstile - czyli niesamowita mieszanka hard-core z kalifornijskim flow.

Pierwszy LP był genialny, drugi podszedł mi trochę mniej, ale trzeci to bez wątpienia wspaniała płyta. Pełna energii i mimo wszystko mieszanki stylów. Taki hard-core crossover Na Pitchforku napisali nawet, że przypomina miejscami Red Hot Chilli Peppers. Osobiście aż tak daleko bym nie szedł. Niemniej jednak nowy Turnstile to kandydat do zagranicznej płyty roku w kategorii szeroko rozumianej alternatywy.

A dla Was:

Daft P... znaczy Turnstile i "Mystery"

Data: 2.03.2024 r.
Zespół MANNEQUIN PUSSY

Płyta: "I Got Heaven"


Tym albumem można by obdzielić trzy kapele - popową, indie-rockową i hardcorową. Taki to eklektyczny album przygotowała nam grupa z Filadelfii.


Jak już wspomniałem nie brakuje tu lekkich popowych piosenek ("Nothing Like"), indie-rockowych hymnów (tytułowe "I Got Heaven") czy hardcorowego wygaru ("OK? OK! OK? OK!"). Każdemu według potrzeb, każdemu według gustu.


Całość składa mi się w piękną całość, choć preferuję te nieco cięższe songi. I taki właśnie Wam zaproponuję:

https://www.youtube.com/watch?v=I270xzBGWzI




Data: 2.03.2024 r.
Zespół: Yard Act

Płyta: "Where's My Utopia?"

 

Jeśli ktoś oczekiwał, że zespół po pierwszym albumie skręci bardziej w undergroundowe brzmienia, to nową płytą może być lekko zawiedziony. Punkowego, czy też post-punkowego, sznytu jest tu mniej, choć nadal go miejscami słychać. Jest bardziej popowo, miejscami w stylu Gorillaz [zresztą muzyk tego bandu jest współproducentem płyty], miejscami Sleaford Mods czy nawet Beastie Boys.


Tekstowo - z jednej strony mamy nieco buńczuczny fragment: "I attained perfection / So why the fuck was I still wondering what wankers would think of album two?", a z drugiej strony wokalista żali się jak to ciężko być muzykiem: "I got the call for the audition (...) / Don't let no one ever know about the burden that you're smuggling / You dry your eyes at the gate to hide the struggling", co brzmi nieco zabawnie biorąc pod uwagę, że o ile mi wiadomo to Yard Act jest raczej zamożną drużyną z koneksjami, w żadnych castingach podejrzewam nie bierze udziału i raczej nie każdy alternatywny band nagrywa z Eltonem Johnem.


Mimo wszystko zaliczam ten album do udanych, dobrych i solidnych płyt, do których chce się wracać.


A dla Was: "Down by the Stream"

https://www.youtube.com/watch?v=L9aIkTawvYg




Data: 24.02.2024 r.

Zespół: Whispering Sons

Płyta: The Great Calm


Dobrze, że szufladka "post-punk" jest naprawdę szeroka, bo dzięki temu można wrzucić najnowszy album "Whispering Sons" do tej właśnie niszy. Gdyby nie ten fakt, to miałbym problem z zakwalifikowaniem tej płyty - bo jest mrocznie, niepokojąco z pełnym emocji głosem Fenne Kuppens, ale także z domieszką indie-rocka i brzmień Nicka Cave'a ["Still, Disappearing"].

Brukselczycy wydali naprawdę bardzo dobry album. Nie za ciężki, ale przejmujący, którego świetnie się słucha.


A dla Was utwór: "Walking, Flying"

https://www.youtube.com/watch?v=zTIeoU0t2As




Data: 16.02.2024 r.
Zespół: IDLES

Płyta: TANGK
 

Jeśli ktoś spodziewał się powrotu do "Brutalismu" to tą płytą może poczuć się srogo zawiedziony. IDLES łagodnieje and that's a fact!


Płyta pomimo, że zawiera charakterystyczne dla Nierobów numery ("Gift Horse", "Gratitude"), ma także momenty popowe ("Grace"), a'la Sleaford Mods ("POP POP POP"), a nawet możemy posłuchać jak Talbot niczym Elton John śpiewa sobie pod pianinko ("A Gospel").

Wyszła płyta pod tytułem "misz-masz". Niezła, ale poprzednich raczej nie przyćmi.


A dla Was numer "Gratitude":

https://www.youtube.com/watch?v=_dlCdqfay2Y



Data: 11.02.2024 r
Zespół: Shaemless

Płyta: SUUZ


Oto jedno z ciekawszych odkryć ostatnio. Takie granie lubię najbardziej.

Shaemless to trio z Danii, energetyczne, porywające, jazgoczące. Debiut to 11 numerów, z których każdy jest dobry albo bardzo dobry.


Jest tu agresja the Stooges, odrobina szaleństwa Idles, przybrudzone garażowo-punkowe rytmy niepozbawione jednak przebojowości i wpadających w ucho riffów. Hit za hitem alternatywnej niszy.


A dla Was numer "White Statues":

https://www.youtube.com/watch?v=D-RqNuE00vY



Data: 7.02.2024 r.
Zespół: Róża Luksemburg

Płyta: s/t EP
 

Kolejna ekipa z Poznania na którą warto zwrócić uwagę. Róża Luksemburg właśnie wydała EPkę z pięcioma numerami, z czego dwa ("Sen" i "Życie jest gdzie indziej") można było usłyszeć już wcześniej.
 

Ciekawa mieszanka indie, punka, zimnej fali. Dobra EPka, choć otwiera ją moim zdaniem najsłabszy numer na płycie. Dodam tylko, że najsłabszy nie znaczy zły.
 

Łapcie numer "Utknęliśmy tutaj"

https://www.youtube.com/watch?v=wmtvbymLo0w


Data: 7.02.2024 r.
Zespół: HOOFS

Płyta: EPI [EP]
 

Hasłem pochodzącej z Amsterdamu grupy HOOFS jest "we make noise". Trudno odmówić temu sloganowi prawdy.
 

EPka to 4 numery przepełnione gitarowym jazgotem, wrzeszczącym, krzykliwym wokalem, wbijającym się w mózg basem. This is madness. Szaleńczo dobre.


https://www.youtube.com/watch?v=r6Fi2iFaw1g&list=OLAK5uy_mhgRCWGlTaJyz7IBW-3DdWW0SpE541t2Y

Data: 2.02.2024 r.
Zespół: El Rollo

Płyta: s/t [EP]

EPka. 3 chwytliwe numery utrzymane w klimacie surf punka prosto z Kalifornii. Każdy ma coś w sobie i przyjemnie niosą w piątkowy poranek. Osobiście najbardziej siadł mi numer "Zombie Queen". Keep on RollOin' baby.

Link do Bandcampa [dzisiaj Bandcamp Friday!]

https://elrolloband.bandcamp.com/album/el-rollo-ep

Album wyłapany na peju Nadajnik.




Data: 27.01.2024 r.

Zespół: Biały falochron

Płyta: Nie masz wyjścia, musisz znaleźć drogę


Wczoraj udałem się na koncert Walusia Kraksy Kryzys [jak zaczął coverować "Zakochałem się w twojej matce", to myślałem, że wyjdzie nasz wrocławski Zdechły Osa jako jakiś secret guest, ale nie :-(] Jako gość wystąpił Biały Falochron. I jak dla mnie, to przyćmili gwiazdę wieczoru i kupili mnie bardzo.


Muzyka będąca miksem elektroniki, punka, hip hopu od razu trafiła w moje serce i dzisiaj od rana na pętli ich album z 2022. Muza dla miłośników WaluśKraksaKryzys, Bluszcz, Jerzyk Krzyżyk, ale także dla wyznawców Pixies, bo mi numer Wow to jak skrzyżowanie "Where is my mind" i "Gigantic".


Poleca się!


A dla Was numer "Wow:

https://www.youtube.com/watch?v=QbTZADliEhA


Data: 26.01.2024 r.
Zespół: Bezsenna

Płyta: Zapomniane [EP]

Wydawca: Koty Records


Niby debiutancki krążek, ale ciężko mi uznać 6 numerów za full album. Dla mnie to ciągle kategoria EPki. Pomarudziłem, to do rzeczy.

Bezsenna to trio z Wołowa, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Naprawdę sensowna, mająca potencjał produkcja z kategorii post-punka, zimnej fali i indie rocka. Raz ten vibe jest bardziej niosący i nieco wygładzony, raz muzyka pokazuje pazur i echa takich kapel jak CKOD [i to z najlepszych czasów].
 

Polecam do zapoznania się.
 

A dla Was numer "Tylko biegnij"

https://www.youtube.com/watch?v=xAqCYOA01Uo



Data: 21.01.2024 r.

Zespół: BAiKA

Płyta: "Zdecydowana mniejszość"


Mało w Polsce jest alt-popu na dobrym poziomie, albo przynajmniej ja na te bandy nie trafiam. Miło więc w końcu posłuchać duetu, który naprawdę w tej formule dobrze się odnajduje.

BAiKA to Piotr Banach i Katarzyna "Kafi" Figaj, który to duet na drugiej płycie serwuje nam rzeczy nieco bardziej zadziorne i ostre jak na debiucie. Nie lękajcie się jednak, to wszystko wciąż obraca się w kategoriach alt-popu. Niegłupie teksy, urozmaicona muzyka - gitary doprawione brzmieniami z syntezatorów, wszystko ze świetnym wokalem Kasi.


Warte poznania.


A dla Was numer "Wyjątkowy wyjątek"

https://www.youtube.com/watch?v=4_EHkNpfLaE

Data: 7.01.2024 r.
Zespół: badtime

Płyta: badtime vol. 3 [EP]


Wszystko zaczęło się w Hadze, gdy Ioana Ciora i Kevin Schuit zaczęli wspólnie tworzyć improwizowane rysunki. Od jednej gałęzi sztuki do drugiej zawsze jest niedaleko, więc szybko zeszło na muzykę.
 

"badtime vol. 3" to, jak sama nazwa wskazuje, trzecie wydawnictwo tego duetu wspomaganego czasem przez innych muzyków. Mamy na nim 4 numery utrzymane w konwencji lo-fi/garage/post-punk/dark wave/new wave (a więc całkiem niezła zbieranina gatunków). Dobrze się to jednak wszystko klei i aż miło posłuchać.
 

A dla Was numer "Sink and swim"

https://www.youtube.com/watch?v=X-XTWqdkJEQ



Data: 2.01.2024 r.
Zespół: Smudged

Płyta: Eras of Opulence [EP]


Smudged to duet z Roterdamu, szerzej chyba póki co nieznany i jak zawsze szkoda

W zasadzie nie wiem do jakiego worka wrzucić ich granie, bo jest tu naprawdę sporo stylistycznych odniesień - jest popowo, ale też post-punkowo, elektronicznie. Mam wrażenie, że termin krautrock pasowałby tutaj najbardziej.


EPka to pięć pokręconych numerów, z których każdy przyciąga uwagę i ma w sobie to coś.


A dla Was utwór " Le Petit Caporal":

https://www.youtube.com/watch?v=AgRY7fOfMBY



Data: 21.12.2023 r.

Zespół: Hypnosaur

Płyta: Inwazja z Plutona [singiel]

Covery rzadko tu goszczą, ale dzisiaj naprawdę dobre odświeżenie numeru Kombi, który, nie ma co ukrywać, w XXI wieku brzmiał nieco tandetnie. Kicz jest spox, jak jest zamierzony, a trudno to powiedzieć o songu Skawińskiego.
 

W każdym razie cover w wykonaniu grupy Hypnosaur brzmi zdecydowanie lepiej od oryginału. Nieco bardziej rock'n'rollowo, z większym pazurem, ale vibe synthowy jest też słyszalny. Do tego w pytę teledysk nawiązujący do starych filmów s-f. Poleca się.



Data: 21.12.2023 r.

Zespół: Hypnosaur

Płyta: Inwazja z Plutona [singiel]

Covery rzadko tu goszczą, ale dzisiaj naprawdę dobre odświeżenie numeru Kombi, który, nie ma co ukrywać, w XXI wieku brzmiał nieco tandetnie. Kicz jest spox, jak jest zamierzony, a trudno to powiedzieć o songu Skawińskiego.
 

W każdym razie cover w wykonaniu grupy Hypnosaur brzmi zdecydowanie lepiej od oryginału. Nieco bardziej rock'n'rollowo, z większym pazurem, ale vibe synthowy jest też słyszalny. Do tego w pytę teledysk nawiązujący do starych filmów s-f. Poleca się.

https://www.youtube.com/watch?v=PI5agFguU-0


Data: 16.12.2023 r.

Zespół: Speed of Light

Płyta: Kill the Vibe [singiel]

Dzisiaj na tapecie pochodzący z 2020 roku singiel grupy Speed of Light. Zespół to młode duchem i ciałem [wokalistka i basistka zarazem nagrywała ten materiał mając 13 (!) lat] trio z Los Angeles, które jak widać po zdjęciach na FB potrafi już zebrać pod sceną niezły tłum. I słusznie, bo muza ma power. Mieszanka grunge'u, punk-rocka, metalu, rap-core'u agresywne krzyczane wokale, po prostu szczęka opada.


A dla Was numer z rzeczonego singla:

https://www.youtube.com/watch?v=LN7U2hONu6g

Data: 16.12.2023 r.

Zespół: Speed of Light

Płyta: Kill the Vibe [singiel]

Dzisiaj na tapecie pochodzący z 2020 roku singiel grupy Speed of Light. Zespół to młode duchem i ciałem [wokalistka i basistka zarazem nagrywała ten materiał mając 13 (!) lat] trio z Los Angeles, które jak widać po zdjęciach na FB potrafi już zebrać pod sceną niezły tłum. I słusznie, bo muza ma power. Mieszanka grunge'u, punk-rocka, metalu, rap-core'u agresywne krzyczane wokale, po prostu szczęka opada.


A dla Was numer z rzeczonego singla:

https://www.youtube.com/watch?v=LN7U2hONu6g


Data: 1.12.2023 r.

Zespół: Dead Pioneers

Płyta: s/t

Cieszę się, że się natknąłem na ten album, bo to jedno z lepszych znalezisk roku 2023. Dead Pioneers to zespół założony przez rdzennych Amerykanów, a fraza rozpoczynająca album "America is a pyramid scheme and you ain’t at the top" wyraźnie mówi, do kogo jest on skierowany.

Dzięki tekstom możemy doświadczyć problemów z którym codziennie stykają się autochtoni - rasizm, spychanie na margines, niezrozumienie. U nas Francis Tuan mówił, że ludzie są zaskoczeni, że świetnie mówi po polsku. W numerze Dead Pioneers mamy wplecioną podobną "anegdotę":

"- Jak brzmi twoje indiańskie imię?

- Greg

- Niemożliwe, myślałam, że musi brzmieć Greg-Orzeł czy Dwie Rzeki"

Tekstowo jest mocno i prosto w mordę. Muzycznie - świetny mariaż punk-rocka spod znaku Exploited ("We Were Punks First"), rytmów, które nierozerwalnie kojarzą mi się z Meryl Streek ("Political Song") czy Idles ("Bad Indian").

Kandydat do albumu roku. Koniecznie.

https://www.youtube.com/watch?v=BoX6SRcFXwo

Data: 28.11.2023 r.

Zespół: Baxton Dury

Płyta: Happy Soup

Dzisiaj trochę odkop, bo płyta z 2011 roku, ale jakże piękna! Rozpoznawalność Baxtera w naszym kraju jakaś wielka nie jest, a szkoda, bo to naprawdę ciekawy artysta z nurtu muzyki indie/pop.

Płycie smaku dodają klawisze, czasami jakby wyjęte z jakiegoś lo-fi punka, tutaj jednak ubrane w popowie melodie i wokale. Czasami zajazgocze gitara ("Picnic on the Edge"), czasami klimacik zrobi wspomniany wcześniej klawisz ("Isabel"). Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe.


A dla Was numer "Isabel"

Data: 17.11.2023 r.

Zespół: Pidżama Porno

Płyta: PP

Czekałem na tę płytę. Nie żebym pompował balonik, po prostu czekałem. Zawsze te płyty Grabaża mi po prostu siadały.


No i niestety będzie to pierwsza p(ł)yta [spójrzcie na okładkę ;)] Pidżamy, do której nie będę
wracał. Są tu "pidżamowe", dobre momenty rodem z "Marchefki" - vide "Zimny Bóg" czy "Synapsy". Są rzeczy przypominające mi trochę Republikę ("Płaszcz"), ale mnóstwo jest rzeczy totalnie niezjadliwych. "Ona na ciebie swój sposób ma" jest jakimś totalnym cringe'm ("Ona na ciebie swój sposób ma / Piekielnie groźna dziewczynka / Ona jedyna twój sekret zna / (...) / Zaraz pocieknie ci ślinka") - tekst jakby wyjęty z songów Lady Pank ("Na czekoladę poczułem chęć"). "Jak wrony" - refren i chórki niszczą ten cały numer. Z kolei "Richard Ashcroft..." to jak jakieś oazowe granie, które pasowałoby do asłuchalnych dla mnie Strachów, a nie Pidżamy.


Podsumowując - nie przekonuje mnie ten album. 3-4 numery na 10 to trochę jednak mało.


A dla Was "Zimny Bóg"

Data: 11.11.2023 r.

Zespół: Misery Prize

Płyta: Saints of Obscene
 

Misery Prize to brytyjskie trio, które właśnie wydało swój debiutancki krążek - 12 numerów, choć z tego co wiem, materiału jest/było znacznie więcej, więc wybór zapewne łatwy nie był.


Grupa prezentuje różnorodne brzmienia, które ciężko wrzucić do jednej szufladki. Są tu i numery zarówno dla miłośników Depeche Mode jak i ciężkich, mroczniejszych, post-punkowo elektronicznych rytmów. Ten muzyczny misz-masz spajają teksty. Mam wrażenie, że chłopaki raczej nie głosowali na Borisa Johnsona.
 

Póki co mają więcej followersów z Polski niż z UK. Może czeka ich przygoda jak Sugar Mana - tj. Sixto Rodrigueza?
 

A dla was numer "Twitzerland"


Data: 8.11.2023 r.

Zespół: Dick Move

Płyta: Wet
 

Jak patrzysz na tracklistę i widzisz 13 numerów w 22 minuty, to zdajesz sobie sprawę, że raczej ballad nie będzie. Jak do tego weźmiesz pod uwagę okładkę stylizowaną na tandetę końca lat '80, to już wiesz, że band będzie z Antypodów. A jak stamtąd, to musi być dobrze.
 

Dick Move rzuca nas na wody, jak sami to określają, socjalistycznego party punka. I faktycznie wyszaleć się przy tej muzie można. Energia aż kipi, do tego przekaz też jest. Czego chcieć więcej? Wyborny album dla miłośników np. Amyl and the Sniffers.
 

P.S.

Jak się właśnie dowiedziałem, numer "Women, Take The Streets" został zainspirowany wydarzeniami z Polski. A konkretnie protestami kobiet So cool.
 

A dla was numer "I Am Your Dog"



Data: 22.10.2023 r.

Zespół: Hot Wax

Płyta: Invite Me, Kindy

Hastings kojarzycie zapewne z bitwy pod Hastings, która w 1066 odmieniła losy świata (albo przynajmniej Anglii). Nie mniej niż podczas tego starcia dzieje się na najnowszej EP-ce pochodzącego stamtąd tria Hot Wax.
 

5 numerów utrzymanych w klimatach indie/grunge/punk. Każdy jeden dobry. No ok, jedna uwaga - zniosę szkalowanie Papieża Polaka, ale jestem na granicy wybuchu, gdy ktoś śpiewa/pisze "She don't" zamiast "doesn't"
 

A dla Was Hot Wax i "High Tea"


Data: 4.10.2023 r.

Zespół: Bandit Bandit

Płyta: 11:11

Po takich numerach jak "Maux" czy "Neant" z niecierpliwością czekałem na pełnowymiarowy album Francuzów. No i jest. Jak wrażenia? Bardzo dobre. Jest wybornie. Zadziornie, energetycznie, indie-rockowo, choć dodanie klawiszy w niektórych numerach wygładziło nieco brzmienie i dodało odrobinę psychodelii.
 

Oglądając występy live, ale miejscami także muzycznie, grupa kojarzy mi się z poznańską grupą Izzy and the Black Trees. Może kiedyś jakiś wspólny koncert? Chyba lubią Polaków, skoro album nazwali 11.11?
 

A dla Was Bandit Bandit i "Des fois"

 

Data: 12.09.2023 r.

Zespół: Hearing Tests

Płyta: Patience (singiel)

Hearing Tests powstało w 2023 roku w Londynie, a nazwa pochodzi od miejsca w którym panowie mieli próby - starego szpitala gdzie kiedyś odbywały się m.in. testy słuchu.
 

"Patience" to pełen punk-rockowej zadziorności, potężny energetyczny cios. Z niecierpliwością czekam na więcej.
 

I taka ciekawostka na sam koniec - liderem grupy jest nasz rodak Jakub Starzyński, który wcześniej grał w SULK.
 

A dla Was numer z singla:

https://www.youtube.com/watch?v=zXRJjE3amNk

Data: 4.09.2023 r.

Zespół: Ginnel

Płyta: Swab Scalpel Sponge
 

Ginnel wydał(o) właśnie swój debiutancki long play i muszę powiedzieć, że mnie kupili. Jak ktoś dalej nie chce czytać, to może od razu słuchać.
 

Dla tych nieco bardziej ciekawych - grupa pochodzi z UK i serwuje nam mieszankę indie-rocka, punk-rocka i post-punka z lekką nutką psychodelii. Przy tworzeniu materiału maczał palce Simon Archer, który współpracował m.in. z Pixies i to słychać w tym materiale.
 

W moim odczuciu najlepiej wypadają "Is Real?", "Bule Print" i "Terrorist", ale całość trzyma dobry, solidny poziom. No może oprócz utworu zamykającego, który trochę muli bułę i mogłoby go nie być.
 

A dla Was Ginnel i "Is Real?"

Data: 2.09.2023 r.

Zespół: STUBS

Płyta:  Koniec teraz (singiel)

Zespół The Stubs miał swoje wzloty, miał swoje upadki [rozwiązanie się], ale w końcu powrócił na deski naszej malutkiej alter-sceny, by zapodać trochę rock'n'rolla w ich brudnym, garażowym stylu. Zajebiaszczo, że wrócili, zajebiście, że w końcu po polsku [oby więcej], świetnie, że już w poniedziałek cała płyta "The Famous Fairy Tale". Na pewno wskoczy recka całości. Póki co oddajcie się dźwiękom "Koniec teraz"


Data: 21.08.2023 r.

Zespół: Soft Play

Płyta:  Punk's Dead (singiel)

Sam tu gardłowałem, że Slaves zupełnie niepotrzebnie się ugięli i zmienili nazwę na Soft Play. No bo jak to, punkowcy jebiący system uginają się pod presją społeczną i przepraszają za obrazę uczuć? Johny Rotten by się w grobie przewracał (gdyby w nim spoczywał). I w zasadzie o tym właśnie jest najnowszy numer Soft Play. Trochę jestem zawiedziony, bo napaliłem się na cały album, a jest tylko singiel. Muzycznie jednak petarda. Soft Play też da się lubić.

Data: 11.08.2023 r.

Zespół: The Hives

Płyta:  The Death of Randy Fitzsimmons

Trudno w to uwierzyć, ale od momentu powstania to dopiero szósty album panów ze Szwecji. Musicie przyznać, że jak na trzydzieści lat grania nie jest to astronomiczna liczba. A na najnowszy krążek czekaliśmy ponad dekadę. Czy było warto?
 

Na pewno płyta nie przewraca do góry nogami brzmienia zespołu. Zaskoczeń raczej nie ma, jest więcej tego samego - żywiołowego garażowo-rock'n'rollowego-punk-rocka, do którego noga sama chodzi. Jest ostrzej ("Trapdoor solution", "Countdown To Shutdown"), jest łagodniej ("Stick Up"), ale wszystko trzyma się przyjętej lata temu konwencji.
 

Fani zawiedzeni nie będą na pewno, album jest dobry. Po prostu dobry. A niedługo koncert The Hives w Wawce.
 

A dla Was:

The Hives i "Trapdoor Solution"

Data: 9.10.2023 r.

Zespół: John  (Timestwo)

Płyta:  Nocturnal Manoeuvres

Dawno nie było żadnej recki, bo i dawno żaden album nie przykuł mojej uwagi jak ten od grupy John (Timestwo).
 

Płyta tej londyńskiej formacji pochodzi z roku 2021, więc już trochę minęło, ale trafiłem na nią dzisiaj i leci na repeatcie od rana. 10 numerów, mega wygar dla fanów grania np. Idles. Szczerze mówiąc po pierwszych dźwiękach myślałem, że to jakiś pominięty przeze mnie singiel tejże grupy. Tak więc komu mało grania ekipy Talbota, jak najbardziej powinien się zapoznać. A dodam jeszcze tylko, że John (Timestwo) to duet. Miazga.
 

A dla Was: John (Timestwo) i Šibensko Powerhouse


Data: 3.07.2023 r.

Zespół: GRLwood

Płyta:  Daddy

GRLwood to żeński duet z Kentucky, który jednak hałasu robi tyle, co znacznie większe składy.

Punkowe, surowe riffy, krzykliwe wokale i bezpruderyjne, dotykające homoseksualizmu i feminizmu teksty - to wszystko znajdziecie na już nie takim nowym krążku "Daddy" z 2018 roku. Niedługo więc zapewne można oczekiwać kolejnego pełnoprawnego LP od tych zadziornych dziewczyn z USA.
 

11 numerów, 33 minuty wypełnione czystym czadem z dwoma momentami na złapanie oddechu - tj. "Communicate With Me" oraz "I'm Not You". Szczerze polecam.
 

A dla Was:

GRLwood i "I'm Yer Dad"

Data: 24.06.2023 r.

Zespół: Penthouse

Płyta:  Music Undersea

Męczył promotor - weź posłuchaj, napisz, dobry skład. Nie dał za wygraną i w końcu udało mi się poświęcić temu albumowi trochę czasu w przerwie pomiędzy montowaniem audycji.
 

Muszę powiedzieć, że było warto. Penthouse to może być nasz kolejny po Siekierze, towar eksportowy z Puław Skład proponuje nam raczej melancholijne, śpiewane po angielsku piosenki, ubarwione żeńskimi chórkami. Bardzo przyjemne granie dla miłośników takich artystów jak Nick Cave, John Porter czy Warhaus.
 

Całość to w zasadzie 10 numerów + intro/outro. Wydane przez Antena Krzyku.
 

A dla Was utwór "The Ticket"

Data: 13.06.2023 r.

Zespół: Gardenia

Płyta:  s/t

Przyznam się szczerze, że jest to zespół, który zupełnie umknął mi na moim radarze i dopiero teraz odkrywam jego porywającą muzykę.
 

Debiut z 1988 roku jest naprawdę wyborny - 11 numerów utrzymanych w konwencji nowofalowej naprawdę robi duże wrażenie, a psychodeliczne elementy dodają mu smaczku.
 

Nic tylko słuchać.
 

A dla Was:

Gardenia i "Papierosy i zapałki"

Data: 27.05.2023 r.

Zespół: V/A

Płyta:  Najmłodsza generacja

Prawie 40 lat temu, bo w roku 1986, został wydany krążek "Jeszcze młodsza generacja" zawierający utwory stosunkowo młodych, obiecujących, kapel polskiej alternatywy. Część z nich istnieje do dziś (np. Kult), a część już dawno zakończyła działalność (np. Sstil).
 

Wydawnictwo ZIMA RECORDS we współpracy z NoPasaran Records postanowiło podjąć rękawice i wypuścić niejako kontynuację tamtego long playa. "Najmłodsza generacja" to 22 utwory na dwóch płytach, na których znajdziemy zespoły zarówno doświadczone (np. wieże fabryk) jak i te istniejące od niedawna (np. Nameless Creations). Całość dobrze pokazuje przekrój sceny spod znaku zimnofalowego i post punkowego. Tekstowo - "Ten widok nie jest piękny" - jak to w zimnej fali, jest dosyć mrocznie.
 

Warto dodać, że większość utworów powstała specjalnie z myślą o tej składance i nie jest dostępna na żadnych innych wydawnictwach. Obydwie płyty są interesujące, ale na szczególne wyróżnienie zasługują takie kapele jak Higiena, Dehet Sinn, Wieże Fabryk czy JUŻ NIE ŻYJESZ. Puszczajcie głośno. Niech słyszą sąsiedzi.
 

A dla Was:

Higiena - "Granice"

Data: 27.05.2023 r.

Zespół: Fatamorgana

Płyta:  Terra Altra

Komu przypadła do gustu nowa płyta Belgrado, a nowe brzmienie kapeli nie wywołało ataku serca i oskarżeń o zdradę, ten powinien się zainteresować także drugim projektem Patrycji (wokalistki Belgrado) - Fatamorgana.
 

Płyta Terra Alta to 11 ładnych melodii, tym razem głównie z hiszpańskim wokalem, utrzymanych w konwencji synth-wave. Pięknie to buja, na sobotnie popołudnie będzie jak znalazł.
 

A dla Was: Fatamorgana i "El Amanecer"

Data: 21.05.2023 r.

Zespół: PAST

Płyta:  Sama

Zanim zdążyłem odkryć ten warszawski zespół, to już zdążyli się rozpaść nad czym ubolewam.

PAST to naprawdę wyśmienita mieszanka zimnej fali i post punka. Szczególnie swoim śpiewem uwodzi wokalistka zespołu, ale i syntezatory robią niesamowity klimat. Jest niezbyt ciężko i raczej melancholijnie, ale jest to muza, która wciąga. Aż chce się nucić.
 

Cały krążek to 12 numerów, ale jak komuś mało, to jest jeszcze debiut, za który zaraz się zabieram.


A dla Was:

PAST "Tęcza"

Data: 19.05.2023 r.

Zespół: Komety

Płyta:  Ludzka istota [singiel]

Od Alfa Centauri, płyty, którą bardzo polubiłem, minęły już trzy lata i w końcu Komety zapowiadają swój nowy materiał singlem "Ludzka istota".
 

Głos Lesława i styl kapeli jest tak charakterystyczny, że już po pierwszych taktach słychać, że to Komety. Zaskoczeń jakichś nie ma, ale nie ukrywam, że liczyłem na więcej i może z odrobinę większym pazurem. Jest trochę za bardzo popowo jak dla mnie.
 

Zobaczymy jak wypadnie całość. Na razie czekam z kredytem zaufania.

Ludzka istota:

https://www.youtube.com/watch?v=2RqsAGSFeBs



Data: 28.04.2023 r.

Zespół: Belgrado

Płyta:  Intra Apogeum

Pierwsze dwa krążki tej hiszpańsko-polskiej grupy były mocno osadzone w stylistyce zimno-falowej. Chłód był wyczuwalny momentalnie. Od ostatniego albumu minęło już jednak 7 lat i zespół zdecydowanie skręcił w stronę bardziej łagodnych brzmień.
 

Na Intra Apogeum przeważają brzmienia syntezatorowe rodem z lat '80. Spokojnie można poczuć klimat dyskotek z tamtych lat. Czy wolałem "tamto" Belgrado? Chyba tak. Czy to nowe jest złe? Nie. Jest nadal dobre, tylko zmieniła się stylistyka.
 

W każdym razie słucha się bardzo przyjemnie i polecam jak ktoś lubi klimaty synth, new romantic i post punka.
 

A dla Was utwór otwierający płytę.

Data: 27.04.2023 r.

Zespół: Nim Nadejdzie Jesień

Płyta:  Kręta droga [singiel]

Grupa NNJ, a przynajmniej jej perkusista Damian, bo tam konfiguracje osobowe bywały przeróżne, jakiś czas grała u mnie na sali prób. Byłem podjarany ich muzą bardziej niż oni sami. Przewijało się w ich utworach wszystko co w zasadzie lubię. Od wygaru Idles, po zagrywki typu Placebo i melodie Pixies. W końcu skład oraz styl się wykrystalizował (?) i NNJ wydało singla.

No i powiem szczerze, że więcej chciałbym takich zespołów na naszej scenie. Jest moc, kawał potężnego grania. I choć motyw przewodni gitarki przypomina mi nieco "Sugar and Anxiety" Lysistraty, to jakoś mi to nie przeszkadza.

Posłuchajcie sami

Data: 16.04.2023 r.

Zespół: Buttertones

Płyta:  American Brunch

Na takie słoneczne popołudnie (przynajmniej we Wrocławiu) nic nie wchodzi lepiej jak surf-rock. Choć nazwać muzykę Buttertones po prostu surf rockiem byłoby uproszczeniem. Słychać tam przecież i inne wpływy - od garażowego rocka na post-punku kończąc.
 

American Brunch to 10 numerów, nieco ponad 25 minut muzyki i zdecydowanie mój faworyt w dorobku grupy.
 

A dla Was: Buttertones i "Boat Lingo"

Data: 5.04.2023 r.

Zespół: Bilk

Płyta:  s/t

No to trio z Essex uraczyło nas w końcu pełnowymiarowym albumem, 11 numerów, prawie 37 minut grania. Nawet odsiewając quasi-akustyczne numery, które niespecjalnie mi leżą, zostaje sporo czadowego grania.

Generalnie muzyka Bilk wpada w ucho, melodie zostają w głowie, a całość można by określić mianem indie/punk rocka z rapowanym wokalem. Luźno cytując jedną z recenzji: "patent często polega na sprawdzonym m.in. przez Pixies czy Nirvanę motywie głośno/cicho/głośno, ale Bilk rezygnuje z tych cichych fragmentów"

Chyba też jestem w stanie odgadnąć jakim numerem kończą występ - stawiam na "Stand Up".

Data: 4.03.2023 r.

Zespół: GHUM

Płyta:  Bitter

Ghum powoli zaczyna się przebijać do szerszej świadomości - niedawno zakończyli trasę w roli gościa Big Joanie i super, bo to naprawdę band godny uwagi.

Bitter to 9 utworów, które najłatwiej wrzucić do super dużego worka z napisem "post punk", a precyzując - piosenki to mieszanka indie-rocka i zimnej-fali. Elektryzujące i porywające. Część śpiewana jest po angielsku, a część po hiszpańsku. Dla miłośników takich kapel jak Pixies, Sonic Youth czy Joy Division pozycja obowiązkowa.

A dla Was:

Ghum i "Some People"



Data: 4.03.2023 r.

Zespół: Sniff

Płyta:  Another [EP]

Gdzieś tam na krańcach południowo-zachodniej Anglii, w Falmouth, wykluł się solowy projekt Alexa Smitha - Sniff. A, że sporo ludzi lubi wąchać i wciągać różne rzeczy, to ciężko się było dokopać do jego muzyki w czeluściach internetów.
 

A w sumie warto - EPka to 5 numerów utrzymanych w konwencji indie-punkowej, bez przesadnej ciężkości, nawet echa kalifornijskiego pop-punka gdzieś tam się pojawiają. Słucha się dobrze.
 

A dla Was:

Sniff i "Namaste The Fuck Away From Me"


Data: 19.02.2023 r.

Zespół: Cuir

Płyta:  Single Demo

Choć w ogóle tego nie słychać, Cuir to solowy projekt gościa z Lorient we Francji. Demko, które mieści 9 numerów naprawdę kopie tyłki. Sam autor określa swoje granie jako synth-punkowe, choć jak dla mnie zdecydowanie więcej jest w nim gitarowego rzężenia niż klawiszy. Aczkolwiek te też się pojawiają i robią naprawdę świetny klimat.
 

Dla kogoś kto lubi odjazdy w stylu The Mummies, twórczość Jaya Reatarda (Lost Sounds), czy z naszego krajowego podwórka Moron's Morons [będzie więcej klawiszy na nowym albumie?] pozycja obowiązkowa.

A dla Was całość tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=e8Vhrd-GPpk



Data: 11.02.2023 r.

Zespół: Gaffa Tape Sandy

Płyta:  Spring Killing [EP]

Gaffa to brytyjskie trio operujące na granicy garażowego rocka, punk-rocka, indie-rocka. Debiutancka EPka mieści 6 numerów, od tych ostrzejszych jak "Water Bottle" po te bardziej w brit-popowym stylu jak "Collarbones".
 

W otwierającym numerze śpiewają, że chcieliby być nieśmiertelni. "I don't ever wanna die, I wanna be immortal". Nie wiem czy to dobry pomysł gdybyśmy musieli przez wieki obserwować jak wszyscy od nas odchodzą. Zdaje się, że w filmie "Wywiad z wampirem" główny bohater bardzo żałował, że jednak nie może umrzeć.
 

W każdym razie EPka świetna, przebojowa, z dobrymi żeńskimi chórkami i jak najbardziej warta uwagi.
 

A dla Was numer "Water Bottle"

Data: 11.02.2023 r.

Zespół: Zima Stulecia

Płyta:  Ostatnia taka zima [singel]

Byłem na koncercie EABS we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki przy okazji któregoś festiwalu Jazztopad, na zespole Błoto nigdy mi się nie udało. Obie grupy grają dość ciężkostrawny jazz dla koneserów gatunku. Teraz muzycy obu grup postanowili połączyć siły i stworzyć Zimę Stulecia.
 

Płyta w drodze (premiera końcówka lutego), a na razie singiel. I muszę powiedzieć, że jest ciekawie. Ciężko zaszufladkować to granie, bo mieszają się tutaj elementy elektroniki, dubu, psychodelii. Jeśli tak będzie wyglądał cały album to biorę w ciemno.
 

A dla Was Zima Stulecia i "Ostatnia taka zima"

Data: 2.02.2023 r.

Zespół: &INNI

Płyta:  Filozofie i przechwałki [EP]

Zespół &Inni idzie za ciosem i po stosunkowo niedawnym wydawnictwie "Wyższość-pogarda-litość" wypuścił kolejną EPkę zawierającą trzy numery.
 

Poprzednio mieliśmy odniesienia tekstowe do Siekiery, tym razem pojawia się antyteza piosenki grupy Akurat - "Nie lubię mówić z tobą". Poza tym fragmenty sławnego przemówienia Cyrankiewicza o odrąbywaniu ręki i zestawianie ich z obecnie nam rządzącymi, którzy zostali nazwani "komunistami, którzy wierzą w Boga" [ciekawe jakby opisali SLD ;-)].
 

Wszystko utrzymane w mieszance punk-rocka, hard-rocka i post punka + wokal, który mnie nie drażni, a to rzadkość w polskich kapelach.
 

EPka na pewno na plus i czekam(y) na long playa.
 

A dla Was:

&Inni - "Nie lubię mówić z tobą"

Data: 2.02.2023 r.

Zespół: Widmoid

Płyta:  404 [EP]

Włączyłem sobie debiutancką EPkę grupy Widmoid, czytam skład - Marcin Ciempiel z Maanamu, słucham - Kora Jackowska, czyli opublikowano pod nową nazwą jakieś zapomniane nagrania tej legendarnej grupy. Jednak nie, chociaż głos i manierę śpiewania Julia Stelmaszczuk ma bardzo podobne. Początkowo trochę mi to przeszkadzało, ale szybko się przyzwyczaiłem i dałem się ponieść tym 5 numerom.
 

Ejtisowe brzmienie, trochę nowofalowe, maanamowskie właśnie. Słucha się tego przyjemnie i te 20 minut EPki przelatuje bardzo szybko, co skłania nas do ponownego odsłuchu.

Dobre, solidne granie.
 

A dla Was Widmoid i "Odstraszasz Podwójnie"

Data: 28.01.2023 r.

Zespół: Jerzyk Krzyżyk

Płyta:  Warszawa
 

Krzyżyka poznałem dzięki jego najnowszemu albumowi - tj. "Serce", który jednak średnio przypadł mi do gustu. Było na nim za dużo brzmień rodem z MTV z tych gorszych czasów , ale były też naprawdę dobre numery ("Aparacik"), co skłoniło mnie do odsłuchania albumu "Warszawa". No i bingo! To jest to.
 

Mieszanka zimnej fali, post-punka, rapsów i elektroniki. Od Siekiery z czasów "Nowej Aleksandrii", poprzez Joy Division i zupełnie współczesne bity.
 

10 numerów, które tekstowo, choć zagmatwane i często niejasne, są też często komentarzem do bieżącej sytuacji społeczno-politycznej: "I twój pierdolony krzyż / Co go niesiesz jak pojebus / Machasz nim jak bronią"
 

A dla Was: Jerzyk Krzyżyk i "Ty teraz leć"

Data: 21.01.2023 r.

Zespół: Gvllow

Płyta:  Waste Away

Gvllow to artysta pochodzący ze słonecznej Kalifornii. Wprawdzie taguje się na Band Campie jako hip-hop, ale wydawał też albumy jak "Waste Away" właśnie, które prezentują zupełnie inne brzmienie.
 

Te 8 numerów, bo tyle weszło na krążek, to mieszanka surf-rocka, zimnej fali, post-punka, dark wave, garażowego rocka i pewnie jeszcze paru innych gatunków. Mnie kupił. Naprawdę przyjemny, solidny album.
 

A dla Was Gvllow i "Love Letter":

 

Data: 18.01.2023 r.

Zespół: SLIFT

Płyta:  UMMON

Kto nie zna Francuzów, to w zasadzie niech od razu żałuje. Trio z Tuluzy prezentuje naprawdę niebanalne dźwięki. 11 numerów, ponad godzina pokręconych rytmów, już rzadko kto nagrywa tyle trwające LP.
 

Klimat? Mieszanka psychodelii, stoner rocka i innych kosmicznych odjazdów. Faworytów na krążku nie mam, wszystko jest dobre, nic się nie dłuży, a przecież utwór zamykający płytę to ponad 13 minut muzyki.
 

A dla Was SLIFT i "Lions, Tigers and Bears"

Data: 6.01.2023 r.

Zespół: Iggy Pop

Płyta:  Every Looser

Iggy nikomu niczego udowadniać nie musi i jest to chyba jasne dla każdego miłośnika rock'n'rolla. Pozwala mu to nagrywać płyty żenująco kiepskie, by zaraz odbić się od dna i tworzyć krążki, może już nie wybitne, ale bardzo dobre. W ogóle moja teoria brzmi, że po słabej płycie następna jest dobra i tak w kółko "Brick By Brick" i tak jednak już raczej nie przeskoczy.
 

Po dobrym "Post Pop Depression" przyszło w moim odczuciu słabiutkie "Free", a teraz, zgodnie z teorią, mamy bardzo dobry album "Every Looser".
 

11 numerów od punkowych czadów jak otwierający krążek "Frenzy" czy "Neo Punk", po spokojne "New Atlantis" czy "Morning Show". Można słuchać w całości, cieszyć się płytą, nie przeskakiwać utworów i mieć poczucie udanie spędzonych 37 minut.

A dla Was:
 

Iggy Pop i "Frenzy"

Data: 17.12.2022 r.

Zespół: Marszand Zmarł

Płyta: Grymas [EP]

Cieszy, że wracają w Polsce takie brzmienia jakie prezentuje nam zespół Marszand Zmarł, czyli zabarwione klimatem lat osiemdziesiątych, melodyjne, zimno-falowe granie.
 

"Grymas" to okraszona pesymizmem, mieszcząca 5 numerów, EPka, która jest premierowym materiałem Marszanda. Trzy pierwsze numery są naprawdę świetne, dwa ostatnie idą bardziej w kierunku spokojniejszych ballad przez co leża mi mniej. Mam też kilka zastrzeżeń co do nagrywki wokalu, ale generalnie jest to warty uwagi materiał dla fanów np. "Nowej Aleksandrii" [no, a kto nie jest fanem Siekiery, c'nie?]
 

A dla Was utwór otwierający EPkę - "Na imię jej Nadzieja"

Data: 11.09.2021 r.

Zespół: Lazy Class

Płyta: "s/t"

Wbrew temu co sugerowałaby nazwa chłopaki z Lazy Class nie są leniwi. A to uraczą nas jakąś EPką, a to wskoczy split czy full album. W roku bieżącym wydali swój trzeci długogrający krążek, nad którym się właśnie pochylam.

Stylistycznie widać kontynuację grania z poprzednich wydawnictw - melodyjny, szybki street punk z krzyczanym wokalem. Tematycznie mamy tu głównie opowieści o życiu klasy robotniczej. Jak wynika z pisanych głównie po angielsku tekstów lekko nie jest. Cieszą odniesienia do tych mniej oklepanych wydarzeń historycznych jak strajki z 1905 roku (ten numer to mój zdecydowany faworyt).

I choć Lazy Class nie wymyśla prochu na nowo, to jednak album jest dobrym, solidnym wydawnictwem, który na pewno powinien skusić fanów gatunku.

A dla Was:

Lazy Class i 1905

Data: 2.09.2021 r.

Zespół: Nic Śmiesznego

Płyta: "Nihil Ridiculum"

Większość polskiego punka jest po prostu nieciekawa, schematyczna i okraszona grafomańskimi tekstami, więc zawsze z rezerwą podchodzę do tematów typu "posłuchaj tego".

Tym razem miło się jednak zaskoczyłem rekomendacją - Nic Śmiesznego ma na siebie pomysł. Aranże numerów są dopracowane, a piosenki nie zlewają się w jedną całość. Znajdą tu coś dla siebie fani takich kapel jak Dezerter, Apatia czy Guernica Y Luno.

Na płycie jest wszystko co powinno być - energia, krzyczane chórki czy wpadające w ucho refreny, które na koncercie można śpiewać razem z kapelą.

Teksty może nie poruszają wielce oryginalnych tematów, no ale umówmy się, to jest punk, więc zaangażowanie po wiadomej stronie barykady musi być.

Jedyne do czego mógłbym się doczepić to dykcja - czasami jest niewyraźnie, a czasami robi się zabawnie: "przez chwilę jeszcze śpi jak w uszku".

Podsumowując - pomimo niewielkich niedociągnięć to jest bardzo dobry album. Moi faworyci to: "Robotnik", "Sacrum" oraz "Dziecięce pytania".

A dla Was:

Nic śmiesznego i "Robotnik" z tekstem Stachury.

Data: 19.08.2021 r.

Zespół: Turnstile

Płyta: "Turnstile Love Connection" [EP]

Turnstile to jeden z moich ulubionych zespołów amerykańskiej sceny hc, a ich płytę "Nonstop Feeling" mógłbym mielić w kółko.

Chłopaki z Baltimore wydali właśnie czteroutworową EPkę dokładnie w ich stylu - czyli hard-core niepozbawiony jednak kalifornijskiego flow i melodyjności. Ma być ona przedsmakiem już trzeciego long-play-a w dorobku grupy, który wyjdzie pod koniec sierpnia.

Nie wiem jak wy, ale ja czekam z niecierpliwością.

A dla Was:

Turnstile i Holiday

Data: 12.08.2021 r.

Zespół: Dead Ghosts

Płyta: "Can't Get No"

Dzisiaj staroć z 2013, ale idealnie pasująca do klimatu letniego chill-outu i raczej w Polsce nieznana.

Dead Ghost to grupa pochodząca z dalekiej Kanady, która na swoich płytach wyraźnie odwołuje się do rock'n'rolla z lat '60 i takich kapel jak The Animals czy The Byrds dorzucając przy okazji nieco psychodelii w stylu The Doors.

Jeśli szukacie kryształowego brzmienia, to album nie jest dla was - grupa wyraźnie poszła w granie lo-fi, o garażowej jakości, ale dzięki temu ich muzyka zyskała niesamowity klimat tamtych czasów.

Jak najbardziej polecam na letnie popołudnie.

A dla Was :

Dead Ghost i "Rocky Said"

Data: 23.07.2021 r.

Zespół: Moron's Morons

Płyta: "Looking For Danger"

Cieszy mnie, że takie składy jak Moron's Morons powstają nad Wisłą (dosłownie, bo band jest z Wawy). Wiedzą co chcą grać, robią to dobrze i mają w dupie, że Dead Boys grali to samo prawie 50 lat temu.

No, nie do końca to samo. Tu jest nieco ostrzej, czasami mamy trashowe czy hard-corowe wstawki i trochę garażowego lo-fi. Do tego teksty bez chęci zmieniania świata (przynajmniej tak wnioskuję po tytułach, bo ani słowa nie jestem w stanie wyłapać).

Płyta ma 13 numerów, trwa nieco ponad 36 minut i zawiera bodajże dwa covery.

Miałem ten stuff wrzucać w sobotę, jak to mam w zwyczaju, ale w weekend chłopaki grają we Wro więc jest szansa zobaczyć ich live. Co na pewno uczynię.

A dla Was:

Moron's Morons i "Addicted To Homiceide"

Data: 23.07.2021 r.

Zespół: Czechoslovakia

Płyta: "Amore"

- Dziadku! Chodź obejrzeć mecz!

- Ale kto gra?

- Czechy-Słowacja!

- No, dobrze, Czechosłowacja, ale z kim?
 

Dobra, suchary na bok. Czechoslovakia to grupa należąca do trójmiejskiej sceny alternatywnej, która właśnie wydała swój trzeci album (w zasadzie można powiedzieć, że czwarty, bo EPka HVST z 2019 roku była dosyć opasła).
 

Co znajdziemy na krążku? 9 numerów, które przeniosą nas z powrotem do najlepszych muzycznych lat, czyli tych '90 XX wieku (mam nadzieję, że nie tylko ja tak uważam). Czechoslovakia serwuje nam mieszankę lekko przybrudzonego indie-rocka oraz brit-popu z naleciałościami melancholii rodzimego Myslovitz. Klei się to, brzmi to fajnie - w sam raz na letnie, upalne popołudnie.
 

Jedyne do czego bym się przyczepił to teksty, mogłyby być lepsze.
 

Tak czy siak, warto posłuchać.
 

A dla Was:

Czechoslovakia i "Wszystko"

Data: 13.07.2021 r.

Zespół: Agent Side Grinder

Płyta: "Alkimia"

Dzisiaj zespół z dalekiej Szwecji. Może w te upały napłynie do was trochę skandynawskiego chłodu. Tym bardziej, że sztokholmskie trio obraca się właśnie w takich zimno-falowych klimatach pomieszanych z post-punkiem, elementami industrialu czy nawet synth-popu.

Album "Alkimia" to ostatni album grupy wydany przed przetasowaniami w składzie. Ujrzał światło dzienne już parę ładnych lat temu, bo w 2015 roku, ale myślę, że w Polsce nie jest jakoś szeroko znanym krążkiem. A szkoda.

Całość to raptem 8 śpiewanych po angielsku kawałków i choć część z nich z powodzeniem mogłaby lecieć w radio, to ze względu na długość (dochodzą do 7 minut) raczej nikt ich nie puści.

A dla Was właśnie taki "radiowy" kawałek.

Agent Side Grinder i "Giants Fall"

Data: 29.06.2021 r.

Zespół: Zimna Wojna

Płyta: "Zimna Wojna"

Powszechnie się mówi, że druga płyta jest dla zespołu najtrudniejsza. I muszę się z tym zgodzić - debiut to często grane od lat dopracowane numery, a na drugi krążek zaczyna brakować pomysłów. Jak z tego impasu wychodzi Zimna Wojna?

Na pierwszym CD wrocławskie punki serwowały prosty, melodyjny punk spod znaku '77. Teraz jest odrobinę ostrzej - szczególnie na początku płyty. Jest też trochę więcej solówkowego kombinowania, a szczególnie do gustu przypadły mi melodyjne, szybkie refreny.

Moi faworyci to "Na ulicach miasta", "Syf i hipokryzja" oraz jakby pisane o Wrocławiu "Miasto niesprawne".

Jest też kilka słabszych numerów jak "Banda" czy "Uciekaj stąd", do którego nakręcono teledysk.

Czy jest to płyta definiująca punka na nowo? Na pewno nie, ale Zimna Wojna wyszła obronną ręką z procesu wydawania drugiego CD. Dobry album bez zaskoczeń.

A dla Was:

Zimna Wojna i "Na ulicach miasta":

Data: 17.06.2021 r.

Zespół: Dead Boys

Płyta: "Young Loud And Snotty"

Są zespoły, które powstały za trochę wcześnie, wyprzedzając swoją epokę i nie odnosząc sukcesu, na który zasłużyły.

Jedną z takich grup jest z pewnością Dead Boys, którzy powstali w połowie lat '70. Punk jako zupełnie nowe zjawisko nie od razu przyjął się w USA.

Grupa wydała w 1977 swój debiutancki album "Young, Loud and Snotty" dzięki włascicielowi kultowego nowojorskiego klubu CBGB i ruszyła w trasę supportując Iggy Popa.

Pomimo tego, że album jest naprawdę dobry, wybuchowy, energetyczny to nie zyskał szerszego uznania (wyrażonego w liczbach sprzedanych kopii). Drugi sprzedawał się jeszcze słabiej, a do tego jeden z członków zespołu został ciężko ranny podczas rabunku i grupa musiała przerwać koncertowanie. O trzecim, ostatnim, krążku nawet szkoda pisać, bo został wydany na siłę (zobowiązania wobec wydawcy).

I szkoda, że to wszystko nie potoczyło się inaczej, bo mielibyśmy drugie Ramones.

A dla Was najbardziej rozpoznawalny utwór grupy - "Sonic Reducer"

Data: 8.06.2021 r.

Zespół: Belgrado

Płyta: "Siglo XXI"

Dzisiaj wbijamy do Barcelony, choć z polskim akcentem, albowiem wokalistką Belgrado jest nasza rodaczka Patrycja Proniewska.

Członkowie zespołu mówią, że inspirują się takimi grupami jak Siouxsie and the Banshees czy Joy Division, ale jak dla mnie tak brzmiałaby Siekiera gdyby nie rozpadła się po "Nowej Aleksandrii". Belgrado to świetne, zimnofalowe granie - gdy słucha się ich albumów to aż ciarki przechodzą po plecach.

Zespół, choć bazuje na sprawdzonych patentach, dorzuca coś od siebie - nie jest to może wymyślanie prochu na nowo, ale jednak cała płyta jest naprawdę bardzo dobra. Polecam.

A dla Was:

Belgrado i "Jeszcze raz"

Data: 29.05.2021 r.

Zespół: Kult

Płyta: "Ostatnia płyta"

Nie będę się tu rozwodził nad szacunkiem jakim darzę Staszewskiego, bo pisałem o tym wielokrotnie. Więc ad rem - od Kultu oczekuje się rzeczy... kultowych. A Kazik jednak od lat około 20 dostarcza albumy przeciętne, a czasem nawet tragiczne jak ostatnia "Zaraza".

Jaka jest więc "Ostatnia płyta"? Zaczyna się takimi banałami, że człowiek od razu ma ochotę wyłączyć krążek: "W telewizji dzisiaj ruski film / A na dworze znowu pada deszcz / Żebym choć co robić miał / To bym się z tego deszczu śmiał". Całe szczęście później robi się lepiej. Miejscami.

Pierwszym numerem, który do mnie trafia jest "Umarłem aby żyć" - w którym zespół muzycznie w końcu zaskakuje, a i tekst jest więcej niż przyzwoity. Kolejnym "Prawo się wali" - o niedoskonałości systemów prawnych. Fajnego prztyczka dostaje też Bayer Full: "Wystąpią Kult, El Dupa, Sławomir Świerzyński i jego grupa". Najlepiej wypada jednak "Donos do Boga" - ewidentnie nawiązujący muzycznie do solowych dokonań z początku lat dziewięćdziesiątych. W utworze tym Kazik porusza dość nośny ostatnio temat przestępstw Kościoła: "Panie Boże donoszę, u nas hańba narodowa / Jakiś biskup jeden z drugim dziecka nasze molestował / To wszyscy chyba wiedzą / Choć doszła sprawa nowa / Jeden z drugim pasterz na UB kapował"

I w zasadzie tyle, kilka innych numerów się broni (np. "Ziemia obiecana"), kilku należałoby nie nagrywać ("Jutro także będzie dzień"). Muzycznie też raczej bez zaskoczeń. Czyli na 16 numerów są 4 wyróżniające się. Od Kultu oczekuje się więcej. Płyta jest po prostu przeciętna. Jak i wiele poprzednich. Na drugie "Spokojnie" czy "Krach" chyba nie ma już co liczyć.

A dla Was:

Kult i "Wiara", niestety nic innego nie ma na YouTube.

Data: 23.05.2021 r.

Zespół: Brutus

Płyta: "Live in Ghent"


Brutus to pochodzące z Leuven belgijskie trio, które gra od 2013 roku, choć dopiero ostatnio przyspieszyło wydając albumy rok po roku ("Burst" - 2017, "Nest" - 2019 i omawiany tutaj "live in Ghent" - 2020).

Muzyka, którą prezentuje Brutus to post-hardcore z wpływami math-rocka czy miejscami rocka progresywnego. Utwory raczej nie są "radiowe", bo zdecydowana większość trwa ponad 4 minuty, ale w żadnym wypadku nie są nudne. Wprost przeciwnie, potrafią zaskoczyć.

Do tego Stefanie Mannaerts gra naprawdę dość złożone partie na perkusji, a do tego śpiewa. Tacy ludzie zawsze budzą we mnie wielkie uznanie, bo osobiście miałem problem, żeby jako-tako ogarnąć cztery struny od basu.


Cały album to 13 numerów i prawie godzina słuchania. I wygląda, że to cały set Belgów. Trochę krótko, ale takie mamy standardy, szczególnie w szeroko rozumianym hc, gdzie full set to i czasem 30 minut.

A dla Was:
Brutus i "Cementery" live.

 

Data: 15.05.2021 r.

Zespół: NANGA

Płyta: "Cisza w bloku"

Lao Che się rozpada, ale życie nie znosi próżni czego dowodem jest założony przez muzyków tejże kapeli (Filipa Różańskiego i Maćka Dzierżanowskiego) projekt Nanga, w którym wspomaga ich Magda Dubrowska (wcześniej Gang Śródmieście). I chociaż muzyka bazuje głównie na dosyć surowych samplach i podpada raczej pod hip-hop, to także fani rocka mogą znaleźć tam coś dla siebie. I nie chodzi mi tylko o nawiązanie do Deutera i utworu "Nie ma ciszy w bloku".

Mocą tej płyty publicystyczne teksty. Przedstawiają one raczej dystopiczną wizję naszej teraźniejszości jak i przyszłości.

Mamy więc odniesienia do kryzysu klimatycznego ("W gazecie piszą, że wyginiemy jak dinozaury (...) jak pegasusy i prażony słonecznik") czy patologicznych dzielnic Warszawy ("Na Szekspira / Tragedia w jednym niekończącym się akcie / Tego, co tu się odbywa / Nie ma nawet w Fakcie").

Jednocześnie autorka tekstów w zgrabny i nienachalny sposób przemyca treści feministyczne: "Sami pisarze i żadnej pisarki / Wszystkie poszły pracować do Żabki", pro-LGBT: "Ja nie rozumiem, jaki to jest problem, żeby zwracać się do kogoś tak jak ktoś chce, proste, nie? (...) W moim mieście nie będzie nigdy stref wolnych od kogokolwiek" czy odrobinę humoru: "Spotykam kolegę, kiedyś był didżejem / Ale dzisiaj już nikt nie słucha reggae / Więc smaży dorsze / Nie wiem co gorsze". Dubrowska silnie opiera się też na sentymencie do lat '90, czym na pewno "kupi" część słuchaczy: "Zagraj ze mną na automatach / Zanim nadejdzie koniec świata / Zanim przestanie kręcić się ziemia / Ostatni raz pokonaj mnie w Tekkena".

Tak, zdecydowanie najmocniejszą stroną tego krążka są teksty, jednak muzyka choć nieco eklektyczna dobrze dopełnia całość. Jak dla mnie sztosik.

 

A dla Was:

Nanga i "Szakira"

Data: 5.05.2021 r.

Zespół: Super Girl & Romantic Boys

Płyta: "Miłość z tamtych lat"

Pod koniec lat 90., kiedy w Polsce powoli mija boom na muzykę rockową/punkową, powstaje wywodząca się z tych korzeni, ale jednak zupełnie inna, grupa SG&RB. W czasach gdy największym obciachem było grać disco i new romantic oni grali... disco i new romantic.

Oczywiście miało to lekko pastiszowy charakter - zarówno muzycznie jak i scenicznie. Raczej proste melodyjki grane na syntezatorze Casio, teksty o miłości, dziwaczne makijaże i mimo wszystko występy w miejscach związanych ze sceną punk... Jak śpiewa Castet "pojebało się już wszystko / dzisiaj punki tańczą disco".

Nie sposób odmówić jednak SG&RB jakiegoś magicznego pierwiastka.

Ich pierwsza, omawiana tutaj płyta, miała zostać wydana w 2003 przez SP Records, ale w skutek konfliktu udało się to dopiero dekadę później, gdy prawa wydawcy do materiału wygasły. Ale o SP Records może innym razem.

I jeszcze ciekawostka - Konstanty Usenko, członek grupy, jest także autorem świetnych książek o scenie w ZSRR - m.in. "Oczami radzieckiej zabawki".

A dla Was:

SG&RB i "Spokój"

Data: 24.04.2021 r.

Zespół: Pidżama Porno

Płyta: "Marchef w butonierce"

 

Wczoraj minęło 20 lat od wydania przez Pidżamę płyty, która wydźwignęła ich z undergroundu do mainstreamu. Kluby zaczęły się wypełniać, a w moim rodzimym Wrocławiu nie widziałem jeszcze tak nabitej knajpy "5 nutek" jak podczas trasy promującej płytę (swoją drogą to był klub na 100 osób, a było chyba z 250).

 

Marchef była pierwszym porządnie nagranym krążkiem zespołu (abstrahując - próba powtórnego nagrania "Złodziei zapalniczek" zakończyła się stworzeniem płyty znacznie gorszej od oryginału, więc nie zawsze warto iść w lepsze brzmienie i realizację). Do jakości samego nagrania dołączyła lekkość i energia piosenek wypełnionych dobrymi tekstami Grabaża. Chwyciło. Wtedy byłem pod dużym wrażeniem, ale i teraz, po 20 latach lubię wrócić do tego krążka od czasu do czasu. Czy jest to najlepsza płyta Pidżamy? Chyba nie. Na pewno jednak jest przełomowa dla tej grupy.

 

I chociaż nie przepadam za narcystyczną osobą Grabaża, to nie sposób zaprzeczyć, że bez jego twórczości polska scena byłaby uboższa.

 

A na sam koniec ciekawostka - dzisiaj zamiast tradycyjnej okładki płyty zdjęcie, które wykonałem w 2002 roku na Woodstocku, a które potem stało się plakatem koncertowym PP. [zajrzyj na FB]

 

I oczywiście, piosenka:

Pidżama Porno - "Marchef w butonierce"

Data: 22.04.2021 r.

Zespół: Buzz Kull

Płyta: "Chroma"

Buzz Kull to jednoosobowy twór powołany do życia przez Marcela Whylera w Sydney. Czyli ciągniemy temat Australii, choć nie do końca, bo często opuszcza on antypody i można go regularnie zobaczyć w niemieckich klubach.

Chroma to pierwszy w dorobku muzyka, wydany w 2017 roku, album mieszczący 10 numerów. Całość utrzymana jest w klimacie industrial darkwave z zimnofalowymi naleciałościami. Ciekawy klimat wprowadzają zarówno syntezatory jak i lekko przesterowany, mówiony wokal muzyka.

Chroma to równy, dobry album, a do moich faworytów należą takie kawałki jak "Into The Void", "Dreams" czy "Lost Control".

A dla Was:

Buzz Kull i "Into The Void"

Data: 19.04.2021 r.

Zespół: Gee Tee

Płyta: "Chromo-Zone" (EP)

No i wsiąkłem w tę Australię... Tym razem kolej na Gee Tee prosto z Sydney i ich materiał z 2019 roku. Pod tą nazwą kryje się duet ukrywający się pod pseudonimami "Kel" oraz "Ishka".

 

Guglając w czeluściach netu znalazłem takie oto podsumowanie tego wydawnictwa: "This band is objectively not good. They’re sloppy, barely audible, and derivative. But thank God I found this EP". Zgadzam się z autorem tych słów w stu procentach.

 

Gee Tee to utrzymany w klimatach lo-fi, brudny, garażowy rock gdzie niemalże nie sposób zrozumieć tekstu, urozmaicony popowym keyboardem i jazgoczącymi solówkami na gitarze.

 

Jak najbardziej polecam.

 

A dla Was:

Gee Tee i "FBI"

Data: 14.04.2021 r.

Zespół: Stiff Richards

Płyta: "DIG"

Jak już kiedyś zawitam do Australii to na pewno jednym z obowiązkowych punktów programu będzie udanie się do jakiejś nory na punkowy koncert. Scena wydaje się tam wypluwać raz za razem perełki.

Dzisiaj dwa zdania o pochodzącej z Melbourde grupie Stiff Richards i ich przedostatnim albumie z 2019 roku, tj. "DIG". 8 numerów, nieco ponad 20 minut muzy, ale za to jakiej - mamy tu totalnie energetyczny, punkowy rozpierdol. Ostre, choć nie pozbawione melodyjności, riffy okraszone lekko przesterowanym i krzyczanym wokalem. Do tego od czasu do czasu jakaś mini-solówka i mamy całość. Każdy numer to potencjalny hicior.

Naprawdę warto.

A dla Was:
Stiff Richards i "DIG":

 

Data: 11.04.2021 r.

Zespół: Smirk

Płyta: "LP"

Pochodzący ze słonecznej Kalifornii Smirk był początkowo solowym projektem Nicka Vicario, by z czasem przekształcić się w trio. Grupa wydała właśnie swój debiutancki album bazujący na wcześniejszych dokonaniach Nicka.

Ciężko określić muzykę zespołu - z jednej strony mamy przybrudzony, garażowy rock/punk w stylu The Stooges, z drugiej dochodzą też od czasu do czasu syntezatory, które ciekawie urozmaicają dość surowe brzmienie.

Cała płyta mieści 12 numerów i trwa niecałe 25 minut. Myślę, że te blisko pół godzinki słuchania nie będzie czasem straconym, bo album jest naprawdę ciekawy.

A dla Was:

Smirk i "Violent Games":

Data: 3.04.2021 r.

Zespół: Beatsteaks

Płyta: "Smack Smash"

Ostatnio było o Berline, to możemy pociągnąć temat niemieckiego punk-rocka. Dzisiaj o zdecydowanie najlepszej płycie grupy Beatsteaks, czyli wydanej w 2004 roku, przez legendarny Epitaph, "Smack Smash".

Pomimo tego, że ten utrzymany w nieco pop-punkowym klimacie album wywindował pozycję zespołu za naszą zachodnią granicą, to w Polsce nadal dla wielu grupa jest zupełnie anonimowa. A szkoda.

"Smack Smash" to album bardzo równy, wypełniony po brzegi hiciorami, które na pewno przypadną do gustu fanom takich kapel jak Bad Religion, Offspring czy Green Day. Trudno jednak zarzucić zespołowi bycie kopią wyżej wymienionych. Mają swój własny, rozpoznawalny styl.

Ich występy na żywo to także prawdziwy ogień - miałem okazję zobaczyć dwa - pierwszy raz w 2005 roku na Woodstocku gdzie Arnim (wokalista) zszedł ze sceny i zaczął się wspinać na stanowiska z kamerami stojące jakieś 100 metrów dalej [to był zdecydowanie koncert numer 1 na tym Woodzie] i drugi raz, po przeszło 15 latach od koncertu na Przystanku, w roku 2018 w moim rodzimym Wrocławiu. I muszę powiedzieć, że nic nie stracili ze swojej mocy, a kawałki ze "Smack Smash" budziły największy entuzjazm.

A dla Was:
Beatsteaks i "Hand in hand"

 

Data: 29.03.2021 r.

Zespół: nunofyrbeeswax

Płyta: "Stratotoaster"

Nunofyrbeeswax to pochodzące z Berlina trio które właśnie wydało trzeci, nie licząc koncertówek i EPek, album.

Jest coś w tym zespole co mnie przyciąga - minimalizm środków, miejscami popowa lekkość, która jednak potrafi dość szybko przejść w brudnego garażowego rocka z domieszką zadziorności i agresji Pixies.

I może 10 numerów utrzymanych w dość minimalistycznej konwencji mogłoby być odrobinę męczące, to jednak na płycie pojawiają się goście, którzy urozmaicają brzmienie takimi instrumentami jak kontrabas czy puzon.

Podsumowując - nunofyrbeeswax wypuściło ciekawy krążek, któremu jak najbardziej warto się przyjrzeć.

A dla was nunofyrbeeswax i numer "A Touch Too Much"

Data: 20.03.2021 r.

Zespół: T. Love

Płyta: "Prymityw"

Dzisiaj staroć - krążek sprzed ponad ćwierć wieku. Zanim Munio poszedł w mdły popik, odleciał totalnie i został twarzą Światowych Dni Młodzieży zdarzało mu się nagrać świetne płyty. Na pewno zaliczyłbym do nich debiut oraz właśnie "Prymitywa".  

 

Zespół skręcił na nim bardziej w rockową stronę, co wiązało się zapewne z odejściem gitarzysty
i kompozytora Jana Benedeka.

 

Na płycie mamy zarówno punkowe czady - "Nic do stracenia" czy "Potrzebuję wczoraj", jak
i spokojne, choć podszyte niepokojem numery jak "Brutalna niedziela".

 

Tekstowo jest również ciekawie i różnorodnie - oprócz numerów zupełnie od czapy jak "T. Love,
T. Love" czy "To nie jest miłość" mamy też ciekawą historię miłosną (wspomniana wcześniej "Brutalna niedziela"), opowieść o transformacji ustrojowej ("Nic do stracenia") czy pytania o oportunizm w "Jednorękim bandycie".

 

Co ciekawe, w 2014 roku wyszła reedycja płyty z trzema dodatkowymi numerami, które naprawdę świetnie uzupełniły ten krążek (przynajmniej dwa pierwsze - "Pole Garncarza" i "Italia").

 

A  dla Was dzisiaj:

T. Love i "Pole Garncarza"
 

Data: 8.03.2021 r.

Zespół: Violet Soho

Płyta: "Violent Soho"

Stosunkowo rzadko opisuję tu zespoły z Australii, poprzednio recenzowałem świetny album Amyl and the Sniffers (czerwiec 2020), a dzisiaj przyszła kolej na debiutancki*, pochodzący z 2010 roku, album Violent Soho.

Mieści się na nim 10 numerów utrzymanych w konwencji grunge. I chociaż inspiracje takimi zespołami jak Nirvana czy Mudhoney są oczywiste, to jednak nie można powiedzieć, że Violet Soho to tylko prosta kalka grupy Cobain-a.

Szkoda, że Australijczycy to zespół jednej płyty. Debiutanckiej. Później, im większą zdobywali popularność, tym bardziej tracili pazur, a brudne riffy i krzyczane teksty złagodniały. A szkoda.

*zespół wydał jeszcze jeden album przed "Violent Soho", ale wszystkie utwory znalazły się potem także na recenzowanym krążku, który uchodzi de-facto za debiut grupy.

A dla Was:

Violet Soho: "Bombs Over Broadway"

Data: 28.02.2021 r.

Zespół: Koniec Listopada

Płyta: "Neocoaching"

"Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny" - od razu i po raz kolejny ten bon mot przyszedł mi do głowy, gdy odpaliłem nową płytę Końca Listopada - 53 minuty konkretnej łupaniny.
 

Poprzednią płytę chłopaków z Białej Podlaskiej (aż musiałem sobie sprawdzić odmianę tego tworu położnego tuż przy granicy z Białorusią) recenzowałem już na PTDC; na najnowszej podążają sprawdzonymi ścieżkami, nie zmieniając stylu - dalej serwują słuchaczom mieszankę hard rocka, punka i metalu. Może tylko tego ostatniego gatunku jest nieco więcej niż poprzednio. Generalnie muzycznie się to klei i brzmi.
 

Tekstowo też jest dobrze - obraca się to wszystko wokół naszej (marnej) egzystencji i defetyzmu. I choć czasami autor stara się rzucić jakiś promyk nadziei "Kochani politycy nie zaczną nowej wojny / (...) / Żaden kataklizm tędy nie przejdzie / Nie będziem ginąć dziś w pierwszym rzędzie", to po chwili rozwiewa wątpliwości: "Całkiem spokojnie bez żadnych cudów / Umrzemy sobie po prostu z nudów". Docenić też należy gry słów, które od czasu do czasu pojawiają się w warstwie tekstowej - np. w utworze o wyścigu szczurów: "I tylko czasem zegary straszą was czasem".

Mam nadzieję, że w post-covidowym świecie będę miał znów okazję zobaczyć Koniec Listopada na żywo we Wrocławiu, bo raz już tu dotarli. Może być i nawet w końcu listopada.
 

Aha, premiera płyty 1 marca.
 

A dla Was:

Koniec Listopada i "Schadenfreude":

Data: 23.02.2021 r.

Zespół: Lysistrata

Płyta: "The Thread"

Nazwa tego francuskiego, choć śpiewającego po angielsku, zespołu została zaczerpnięta od "Lysistraty" - greckiej komedii o wydźwięku pacyfistycznym.

Ktoś, kto sugerując się nazwą, będzie szukał jednak jakiegoś wesołego grania srodze się rozczaruje. Zespół określa swoją muzykę jako "post-wszystko" i faktycznie mamy tu prawdziwy tygiel brzmień. Od indie-rocka, poprzez punk, noise, psychodelię, a kończąc na rocku progresywnym.

Na płytę "The Thread" weszło raptem 7 numerów, ale te "radiowej" długości są w zdecydowanej mniejszości. Mój faworyt z tego krążka, "Sugar & Anxiety" to prawie 9 minut energetycznego łupania.

Można zapętlić sobie tę płytę w kółko, różnorodność patentów, które tam wykorzystano na pewno prędko się nie znudzi.

A dla Was

Lysistrata "Sugar & Anxiety" live:

Data: 14.02.2021 r.

Zespół: Молчат Дома / Molchat Doma

Płyta: "Monument"

U nas Deuter śpiewał, że "nie ma ciszy w bloku", Białorusini uważają natomiast, że "domy milczą", bo tak w tłumaczeniu brzmi nazwa tej powstałej w 2017 roku grupy.

Zespół nieco paradoksalnie rozpoznawalność zyskał głównie za granicą gdzie zaliczał sold-out-y, podczas gdy w rodzimym Mińsku praktycznie nikt o nim nie słyszał. Stało się to za sprawą znanego miłośnikom dziwnych dźwięków YouTubera Harakiri Diat, który bez wiedzy zespołu podlinkował ich płytę na swoim kanale. Potem już było z górki.

Pod koniec 2020 roku, czyli jak na standardy muzyki alternatywnej niemalże wczoraj , ukazał się nowy album tego tria będący ciekawą mieszanką post-punka, new-wave i synth popu. Tekstowo, na tyle ile jestem w stanie zrozumieć z moim kulejącym rosyjskim, mamy tu teksty o samotności i raczej szarym życiu na Białorusi. Generalnie jak to w post-punku często bywa - jesteśmy z(a)gubieni. I chociaż płyta miejscami za bardzo trąci dyskoteką z lat '80, to jednak jest to kawał dobrej muzy, którą warto znać.

 

A dla Was:

Molchat Doma i "Otveta niet"

Data: 7.02.2021 r.

Zespół: Snash

Płyta: single/EPki

 

Snash to pochodzący z Glasgow kwartet, który nie wydał jeszcze żadnej płyty długogrającej, ale sukcesywnie wypuszcza pojedyncze nagrania, które, gdyby je zsumować, z powodzeniem wystarczyłyby na zapełnienie CD (6 singli i jedna czteroutworowa EPka).

 

Co serwują nam Szkoci? Energetyczny, melodyjny punk-rock z odrobiną solówkowego szaleństwa, w którym nie brakuje też jednak elementów noise-u czy hard-core-u. Jednym zdaniem - jest moc. Do tego w tekstach zdarzają się wywołujące uśmiech przemyślenia jak "I don't believe in Jesus and he does not believe in me". I jak tu nie lubić tej szkockiej zbieraniny? No nie da się.

 

Zresztą posłuchajcie sami:

Snash i "Conspiracy Theories"

Data: 6.02.2021 r.

Zespół: Zemsta nietoperza

Płyta: "Dzielą nas"

Chociaż nazwa zespołu odnosi się do operetki Straussa, to jednak w związku z covidową aferą nabiera zupełnie nowego znaczenia Zemsta Nietoperza pochodzi z Sieradza i łupie z dłuższymi przerwami od 1995 roku. Jak wypada kolejna ich reaktywacja i jaką muzykę prezentują na swojej najnowszej płycie?

Kiedyś gdzieś usłyszałem termin "słowiański punk-rock" - i myślę, że to określenie pasuje jak ulał do Zemsty. Jest raczej topornie, wirtuozerki w tym nie ma żadnej, ale czy to źle? Myślę, że niekoniecznie. Jednak te 14 numerów nie nuży, płyta przelatuje szybko, a niektóre spostrzeżenia w tekstach są godne uwagi - np. "Tak mnie wykończył trud życia w nędzy / Nie chce wolności / Ja chcę pieniędzy!". Tekstowo jest w ogóle bardzo aktualnie, szczególnie gdy zespół analizuje działania naszego obecnego rządu.

Na pewno Zemsta Nietoperza nie wymyśla prochu na nowo i czerpie garściami z polskiego punka lat osiemdziesiątych. Może "Dzielą nas" nie będzie krążkiem numer jeden poprzedniego roku, ale jak najbardziej się broni.

A dla Was promomix całej płyty.

Data: 29.01.2021 r.

Zespół: Dezerter

Płyta: "Kłamstwo to nowa prawda"

Czterdziestoletnia młodzież znowu atakuje. Ale czy próbuje nas oszukać? Moim zdaniem nie. Dezerter wydaje się szczery w tym co robi, a jego płyty od lat trzymają poziom. A jak wygląda sprawa z najnowszym wydawnictwem tria z Warszawy? Czy im gorzej na świecie tym lepiej dla tekstów i muzyki Dezertera?

Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Obecna sytuacja to woda na młyn dla spostrzeżeń Grabowskiego. Dawno nie było tak aktualnie - mamy numery o wszechobecnej propagandzie ("Usta wyrzucają z siebie nieskończoną listę cudów / Parlament przegłosował, że kłamstwo to nowa prawda"), wirusie ("Czy to natura szykuje odwet?"), płaskoziemcach i antyszczepionkowcach ("Za chwilę miniemy punkt bez powrotu / Już przegrywamy w bitwie o rozum / Za horyzontem płaskiej ziemi (...) upadek nadziei"). Nie obyło się też bez numeru o kościelnej pedofilii.

Zaskoczenie tematyczne może być w zasadzie jedno - kawałek o przemijaniu: "Zegar zagłady". Jeden z najlepszych na tej naprawdę udanej płycie. Wprawdzie nie mam tylu lat co Dezerterzy, ale gdy zaczynają odchodzić twoi rodzice, naprawdę zaczynasz myśleć o tym, że czas płynie tylko w jedną stronę.

I na sam koniec łyżka dziegciu - "dostajesz tylko to co lubisz, a lubisz tylko to, co dostajesz". Szkoda, że Dezerter nie pozwolił sobie na jakieś większe eksperymenty brzmieniowe. Grają "swoje". Spróbowali raz, na "Decydującym starciu" (moim zdaniem bardzo dobra płyta), ale chyba się sparzyli reakcją "prawdziwych punków", którzy zaraz zaczęli krzyczeć o zdradzie i już nie podjęli drugi raz tematu. Niemniej jednak z najnowszym albumem Dezertera jak najbardziej warto się zapoznać - udane 9 numerów.

A dla Was:

Dezerter - "Kłamstwo to nowa prawda"

Data: 22.01.2021 r.

Zespół: Ski Patrol

Płyta: "Versions Of A Life 1979-1981"


Szczególnie cieszą mnie takie znaleziska jak Ski Patrol. Zespoły efemerydy, istniejące zaledwie kilka dłuższych chwil, zapomniane, a tworzące wartościową muzykę.

Ta brytyjska grupa istniała niecałe trzy lata (1979-1981), a ich pierwszy pełnowymiarowy album, będący kompilacją wszystkich dostępnych nagrań, został wydany dopiero w 2014 roku. Warto odnotować, że na sam koniec swojej działalności grupie udało się zaliczyć także występ u legendarnego prezentera BBC Johna Peela (początek 1981 roku).

Ich najbardziej rozpoznawalnym numerem (jeśli w ogóle o jakiejś rozpoznawalności można mówić) jest "Agent Orange" nawiązujący tytułem do środka chemicznego używanego przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie (drzewa zrzucały po nim liście, ale znacznie bardziej przykrym skutkiem używania tego defoliantu były opłakane skutki zdrowotne u osób, które się z nim zetknęły)

Co prezentuje Ski Patrol? Interesującą, nieco mroczną, zimną falę, gdzieś pomiędzy Joy Division, a The Cure. Posłuchajcie zresztą sami.


Ski Patrol - "Everything Is Temporary"
 

Data: 20.01.2021 r.

Zespół: Izzy and the Back Trees

Singiel: "The Station"

O Izzy and the Black Trees już u mnie było, recenzowałem ich płytę "Trust No One" , a dzisiaj wleciał najnowszy singiel we współpracy z Kev Fox.

Pulsujący basik, nieco melancholijna, ale jednocześnie zadziorna nuta, super retro-teledysk. Świetny indie-rock. Co tu dużo pisać - posłuchajcie sami.

Już się nie mogę doczekać aż odblokują koncerty i pojadę sobie do Poznania na ich gig.

 

A dla Was: Izzy & Kev Fox w utworze "The Station"

Data: 16.01.2021 r.

Zespół: Skinhead

Płyta: "Fuck Fake Skins"

W Polsce długość stosunku seksualnego trwa średnio 14 minut. W tym czasie można wysłuchać EPki grupy Skinhead dwa razy i jeszcze zostanie czas na papierosa. Gdybym miał wybierać poważnie rozważyłbym tę drugą opcję - ten materiał to jedna z lepszych rzeczy, które miałem okazję posłuchać ostatnimi czasy.

Grupa pochodzi z USA i wydaje się projektem pobocznym, odskocznią od zwykłego grania, stworzoną m.in. przez osoby związane z hc-punkowym Criminal Instinct.
 

Cztery numery na EPce to krzyczany, energetyczny, melodyjny hard-core utrzymany w mało poważnej tekstowo konwencji nabijania się ze sceny alternatywnej. Trochę jakby przenieść nasz Castet w realia amerykańskie, z tym, że tu żartują z subkultury skinhead. Wiecie, takie śmieszkowanie z bycia "true skinhead" i punków - "You're not a skinhead. You are a fucking punk and no-one likes you".
 

Polecam się zapoznać.
 

A dla Was: Skinhead i "Bogo Skin"

Data: 15.01.2021 r.

Zespół: Non Serviam

Płyta: "#NaSerio"


Grupa Non Serviam stoi ewidentnie w rozkroku - z jednej strony ciągnie ich w stronę ska z mocniejszym przytupem od czasu do czasu, z drugiej strony, przede wszystkim w warstwie tekstowej, chcieliby być drugim Post Regimentem czy Guernicą Y Luno. Nawiązania do tych dwóch kapel są oczywiste - w numerze "Ulice'93" obok długaśnej melodeklamacji charakterystycznej dla GYL mamy i cytat z Pościaków: "Tylko zmieniają się kolory - zielony, żółty i czerwony". Teksty kapeli są dość radykalne - antyfaszystowskie, antyklerykalne, potępiające nacjonalizm, wyzysk.

I muszę powiedzieć, że mam z Non Serviam problem - z chęcią poszedłbym na koncert wyszaleć się przy przyjemnych rytmach ska. Z drugiej strony ciężko radośnie się bawić gdy ktoś śpiewa o kościelnej pedofilii...

Płyta #NaSerio jest dobrym krążkiem, ale jednak zluzowałbym trochę w warstwie tekstowej. Nie mówię, że trzeba śpiewać o niczym, ale ten radykalizm nie do końca pasuje mi do lekkiej i przyjemnej muzyki. A może to jest właśnie droga, żeby dotrzeć do tych nieprzekonanych? Dezertera przeciętny Kowalski racze sobie nie zapuści, a Non Serviam może skusić przyjemnymi rytmami ;-)

A dla Was promomix całej płyty.

 

Data: 10.01.2021 r.

Zespół: Armia

Płyta: "Legenda"

Gdy Armia odpłynęła już całkowicie w klimaty modlitewno-bogoojczyźniane odpuściłem sobie ten skład zupełnie. Zapomniałem też o "Legendzie", którą odświeżyłem sobie dopiero niedawno, znajdując płytę pod choinką.

Muszę przyznać, że powrót po 30 latach licząc od wydania płyty był szokiem. Pozytywnym.

Magiczne płyty powstają często w magicznych miejscach, a takim na pewno był domek w Stanclewie, małej wiosce położonej nad jednym z wielu warmińskich jezior, gdzie mniej lub bardziej na stałe zamieszkał cały skład Armii z Brylewskim i Budzyńskim na czele. Niemalże hippisowska komuna, kontakt z naturą i spokojny tryb życia skłaniały do refleksji i tworzenia.

Płyta jest pełna ostrych, ciężkich, punkowych numerów wzbogaconych o nietypowe instrumentarium jak waltornia czy klarnet. Tekstowo już wtedy było widać poszukiwania absolutu, ale są i nawiązana Tolkiena czy Becketta.

Niewątpliwie po tylu latach nadal świetnie się broni, a nawet zyskała w moich oczach.

A dla Was:

Armia i "To czego nigdy nie widziałem"

Data: 1.01.2021 r.

Zespół: Fizzy Blood

Płyta: "Feast"

Fizzy Blood udało mi się zobaczyć kilka lat temu na Rock for People - kopalni mało znanych, ale utalentowanych kapel. Nie inaczej było z chłopakami z UK. Zaprezentowali bardzo energetyczny secik, który wspominam z przyjemnością.

Zespół obraca się w klimatach alternatywnego rocka z lekką nutką psychodelii, wykorzystując masę znanych, ale dobrych patentów, jak choćby wzorowane na Pixies spokojne zwrotki z krzykliwymi refrenami. Fani takich kapel jak Arctic Monkeys też powinni być ukontentowani muzyką Fizzy Blood. Pomimo korzystania ze sprawdzonych metod błędem byłoby powiedzieć, że to kolejny, nic nie wnoszący klon, bo jednak grupa dodaje także coś od siebie tworząc naprawdę ciekawą muzę.

Na EPce "Feast" znajdziecie raptem 6 numerów. Za to każdy ma coś w sobie.

A dla Was:
Fizzy Blood i "January Sun"


 

Data: 13.12.2020 r.

Zespół: Sweeping Promises

Płyta: "Hunger for a Way Out"

Za debiutancką płytą Sweeping Promises stoi duet z Bostonu - Lira Mondal i Caufield Schnug. W żadnym wypadku nie można uznać ich jednak za świeżą krew w naszym małym alternatywnym świecie - wcześniej pogrywali już w w wielu innych kapelach, z których warto wspomnieć np. Splitting Image.

Co serwują tym razem? Gdy post-punk idzie raczej w smuty, Sweeping Primises serwują nam świeżą, energetyczną i porywającą jego wersję czasami wprost ocierająca się o jakiś indie-pop. Pulsujący bas, hipnotyczny wokal i pomimo minimalizmu ciekawe aranżacje - to wszystko znajdziecie na tej płycie. Do tego wszystko jest nagrane bardzo surowo, jakby żywcem wyjęto te piosenki z lat osiemdziesiątych. Tworzy to naprawdę świetny klimat.

Gorąco polecam. Zresztą nie tylko ja - BandCamp umieścił ten krążek na swojej liście najlepszych albumów w kategorii "punk 2020".

A dla Was:

Sweeping Promises i "Blue"

Data: 9.12.2020 r.

Zespół: Sekcja

Płyta: "2"


Grania, które serwuje nam Sekcja, ewidentnie brakuje w Polsce. Mamy tutaj pomysłową mieszankę naprawdę różnych brzmień. Od hard-rocka poprzez rap-core po smooth jazz. Jest oryginalnie i pomimo muzycznego eklektyzmu kawałki są spójne - wynika to z rapującego wokalu, który łączy to wszystko w jedną całość. Szczególnie przypadły mi go gustu te cięższe numery jak "Tyran" czy "Kłamcy". Cieszy mnie też obecność dęciaków, które potrafią naprawdę fajnie zbudować muzyczne napięcie.


Przekaz? Jest trochę typowych klisz-rapsów o dorastaniu na blokowiskach ("Konsekwencje") czy o imprezowaniu ("Tekilka" - to zdecydowanie najsłabszy numer - nie idźcie tą drogą chłopaki!). Jednak na krążku można znaleźć także sporo niezłych tekstów jak "Tyran" czy "Kłamcy". I choć nie zawsze zgadzam się z przekazem ("albo idziesz po trupach, albo już jesteś trupem"), to jednak można ich posłuchać z przyjemnością.


Podsumowując - muzycznie jest to bardzo dobra płyta, tekstowo - na miejscu zespołu trochę odszedłbym od typowo podwórkowo-imprezowych klimatów, ale i tak jest całkiem dobrze. Generalnie polecam obczaić kapelę.

A dla Was:
Sekcja i "Tyran":

 

Data: 6.12.2020 r.

Zespół: Kosmetyki Mrs. Pinki

Dzisiaj o trochę nieco zapomnianej grupie polskiej alternatywy. A szkoda, bo Kosmetyki były zespołem oryginalnym i pomimo wrzucenia ich do szufladki z napisem "zimna fala" ich muzyka była bardzo eklektyczna.

Zespół, nie licząc mało udanych prób reaktywacji, istniał od 1985 do 1989 roku i zostawił za sobą niewiele oficjalnych nagrań, zaledwie kilka piosenek i muzyczne epizody w filmach o Jarocinie "Fala" i "Moja krew, twoja krew". Całe szczęście jest trochę nieoficjalnych nagrań demo. Jak w końcu ogarnę wrzucanie na YouTuba to zgram tam trochę materiału Kosmetyków, którymi dysponuję.

Z grupą wiąże się sporo ciekawostek - przede wszystkim zespół chyba jako pierwszy wypowiedział się tak odważnie na temat fali heroiny zalewającej nasz kraj w latach '80. Po drugie Sławomir Starosta, klawiszowiec i wokalista zespołu, założył pierwszą w kraju organizację pomagającą osobom LGBT (Lambda) a także stworzył Pink Press - największe wydawnictwo pornograficzne w Polsce. Mało? No to dorzućmy jeszcze, że sam Iggy Pop wykorzystał muzykę Kosmetyków na jednej ze swojej płyt. Do tego perkusista kapeli, Wojciech Jagielski, był swego czasu wziętym dziennikarzem mającym w TVP2 swój program "Wywiad z wampirem".

A dla Was:

Kosmetyki Mrs. Pinki i "Trująca fala"

Data: 25.11.2020 r.

Zespół: Buerak

Płyta: "Gold"

Dzięki współpracy z OFF Festival ten tekst ukazał się na ich stronie, a teraz ląduje tutaj:

Wprawdzie temat rosyjskiej sceny alternatywnej był już przeze mnie poruszany, ale dotyczył głównie zespołów związanych mniej lub bardziej z Petersburgiem i sowieckim odpowiednikiem nowojorskiego klubu CBGB, czyli Leningradzkim Rock Klubem.

Dzisiaj wybierzemy się znacznie dalej, bo aż do Nowosybirska, gdzie w 2014 roku powstał zespół Buerak.

Do recenzji wybrałem ich trzecią, wydaną w 2018 roku, płytę będącą kompilacją licznych EP i singli, które zespół dość intensywnie wydawał oraz dwóch pierwszych płyt. Pomimo tego swoistego eklektyzmu udało się osiągnąć dość dużą spójność.

Ale ad rem - Buerak to duet dość niezwykły, prezentujący słuchaczom łagodną formę post-punka, lecz doprawioną odrobiną rosyjskiej popsy i melancholii. Pomimo tego, że momentami ociera się to o kicz, a teksty trącą czasami truzimem i niepoprawnym romantyzmem, (np. "Так мало есть хороших фильмов / А девушек красивых много, co można przetłumaczyć jako: "Tak mało jest dobrych filmów, a pięknych kobiet całkiem sporo") to jednak słucha się tego całkiem przyjemnie.

A dla Was: Buerak i "Immunitet"


Data: 23.11.2020 r.

Zespół: Kult

Płyta: "Pol'and'Rock"

Miałem już płyt Kultu czy Kazika nie kupować, bo jednak od dwudziestu lat zespół nie nagrał żadnego krążka, który mógłbym uznać za bardzo dobry. Fakt, pojawiały się przebłyski w postaci pojedynczych piosenek, ale całościowo żaden mnie nie kupił.

Wyłamałem się, głównie za sprawą gówno-burzy z dotacjami. No cóż, nie chciałem pozostać obojętnym na los jakby nie patrzeć ikonicznego zespołu.

Album dokumentujący występ na Pol'and'Rock Festival wydany jest naprawdę estetycznie, papier ma przyjemną fakturę, a ząbki trzymające krążki nie wyłamują się po pierwszym wyjęciu jak to było w wielu wydawnictwach SP Records.

Muzycznie - aranżacyjnie zmiany są minimalne. Jest to przekrój działalności, robiony chyba z zamysłem, by wcisnąć coś z każdej płyty. Powoduje to, że obok numerów ikonicznych mamy też te słabe, do zapomnienia (np. "Park 23" z "Poligono industrial"). Z drugiej strony są też piosenki na których można mieć ciary na plecach ("Polska", "Arahja"). Z tych kilkunastu pyt wydanych przez Kazika i spółkę zabrakło tylko numerów z "Taty 2" oraz z albumu "45-89". Zabrakło niestety też takich nomen omen kultowych numerów jak "Niejeden" czy "Gwiazda szeryfa". Niestety nie da się wcisnąć wszystkiego w 106 minut.
 
Niemniej jednak jest to dobry album koncertowy dokumentujący historię grupy. Na półce na pewno nie zawadzi, choć raczej wykluczam jakieś częste powroty do tej płyty.

A dla Was - Kult i "Polska"

 

Data: 20.11.2020 r.

Zespół: nunofyrbeeswax

Płyta: "On everything"

Dzisiaj zespół, którego nazwy nie potrafię nawet wymówić i ich debiutancka płytka. Trio powstało 4 lata temu w Berlinie i już w roku powstania wydał swój debiutancki album.

Muszę powiedzieć, że krążek "On everything" mnie zauroczył. Lekko przybrudzony garażowy rock z popowym potencjałem, do tego zadziorność i agresja Pixies oraz minimalizm Slaves. Gitara, perkusja i jazda ubarwiona przyjemnym, melodyjnym głosem wokalistki, która jednak gdy sytuacja tego wymaga potrafi pokazać pazur.

No, kupili mnie po prostu.

A dla Was nunofyrbeeswax i "Outrageous"

Data: 15.11.2020 r.

Zespół: Pornofilmy

Dzisiaj zbiorczo o grupie Pornofilmy. Jak się pewnie domyślacie, niełatwo ich wyguglać w internecie, ale co znajdziecie po drodze, to wasze ;-)
 

Zespół pochodzi z Rosji, w zasadzie z Moskwy, bo przecież Dubna, położona około 125 km od stolicy, to praktycznie jej przedmieścia. Przynajmniej dla Rosjan.
 

Grupa powstała w 2008 roku, a szerszą rozpoznawalność dał im dopiero album z 2017 roku "W przedziale od rozpaczy do nadziei" i to nawet nie za sprawą muzyki, co licznych koncertów, które zostały odwołane przez lokalne władze (głównie ze względu na nazwę zespołu i ostre teksty). Nic tak przecież nie napędza koniunktury jak skandale. Do tego można było sobie poczytać krytyków rodem z Trybuny Ludu, zarzucających np. "niedobór środków melodycznych i aranżacyjnych stosowanych w zespołach punk-rockowych”, a nawet... faszyzm i ekstremizm. No złoto XD
 

A jak jest naprawdę? Grupa prezentuje melodyjny, szybki punk-rock z wyraźnymi inspiracjami czerpanymi z brzmień kalifornijskich. Do tego mocno zaangażowane teksty i postawa w duchu SxE (nie piją, nie biorą, 100% wege). Posłuchajcie sami:
 

Pornofilmy i numer "Kim są wszyscy ci ludzie?"
 

Data: 3.11.2020 r.

Zespół: Wumpscat
Płyta: "Music for a Slaughtering Tribe"


Ostatnio popłynąłem w kierunku klasyków EBM (dla mniej wtajemniczonych mieszanka industrialu i electro-punka) i zarzuciłem sobie Front 242 i Nitzer Ebb. A stąd już było niedaleko do działalności Rudy'ego Ratzingera.

Na tapetę poszła pierwsza płyta CD* (1993) wydana  przez niego pod szyldem Wumpscat nazwana bardzo odważnie (jakby nie patrzeć jest Niemcem): "Muzyka dla plemienia morderców" [warto zaznaczyć, że "slaughter" w angielskim ma mocniejsze znaczenie niż użyte przeze mnie słowo "morderca", ale musiałem jakoś zgrabnie przetłumaczyć tytuł].

Krążek zawiera 14 utworów oraz 3 remixy. Jest to dosyć ciężki, niepokojący elektro-industrial miejscami przechodzący w dark ambient. Słychać też delikatne wpływy muzyki gotyckiej, której Ratzinger był twórcą zanim zapoczątkował Wumpscat. Angielsko-niemieckie oraz damsko-męskie wokale, nierzadko przesterowane, wypadają bardzo korzystnie. Krążek potrafi przytłoczyć swoją muzyczną mocą jak i nieco nihilistycznymi tekstami i odcisnąć na słuchaczu swoje piętno.

Co ciekawe, projekt Wumpscat pomimo nagrania prawie 20 płyt nigdy nie wyszedł ze studia. Sam Ratzinger powiedział w jednym z wywiadów, że poprzeczka jest zawieszona tak wysoko, że na żywo nie byłby w stanie jej przeskoczyć.

Czy tak jest w rzeczywistości? Sprawdźcie sami:

Wumpscut - "Soylent Green"
https://www.youtube.com/watch?v=Fh59oYBXn1M

*przed tym krążkiem Ratzinger wydał jeszcze dwie kasety w dość małym nakładzie.

 

Data: 20.10.2020 r.

Zespół: Lebanon Hanover
Płyta: "Sci-Fi Sky"


Lebanon Hanover to duet, który swoją karierę rozpoczął równo 10 lat temu u naszych zachodnich sąsiadów, a dokładnie w Berlinie. Grupa prezentuje muzykę z pogranicza post-punku oraz dark wave i właśnie wydała nowy album zatytułowany Sci-Fi Sky.

Płyta stoi na dość wysokim poziomie, jest mroczna, niepokojąca, hipnotyczna, a damsko-męski wokal tylko dodaje jej uroku. Szkoda jednak, że grupa nie uniknęła także przesadnej ckliwości w niektórych utworach (np. Angel Face), który to fakt psuje trochę odbiór całego krążka. Wydaje mi się również, że pierwsza część płyty jest bardziej dopracowana niż druga.  

Niemniej jednak jest to album, z którym warto się zapoznać tym bardziej, ze pomimo pandemii zespół niedługo zawita do Polski (4.12.2020 - Wrocław).

A dla Was:
Lebanon Hanover - Living on the edge

 

Data: 12.10.2020 r.

Autor: Rafał Księżyk
Tytuł książki: "Dzika rzecz - polska muzyka i transformacja 1989-1993"

"Siekierą chłop na ulicy rąbie cielaka

Na przystanku staniki Rosjanki sprzedają

Z przyczajki, są też zapiekanki.

Ale mamy Zahut, ale mamy Zahut.

Na chodnikach leżą majtki,

Obok pumeks, wybór papierosów,

Skarpety i książki, kawa, czekolada.

Znowu ktoś rąbie cielaka,

Krew do miski spływa,

Przed kantorem szeleści sałata.

Bo to Zahut".

 

Przełom lat '80 i '90 w Polsce to były popieprzone czasy. Bankructwa i dramaty jednych, miliardowe biznesy innych, kontrasty, sprzeczności, nowa rzeczywistość, i zachłyśnięcie się Zachodem. Błoto po kolana na targowiskach, gdzie na straganach typu "szczęka" można było kupić dosłownie wszystko łącznie z bronią z radzieckich arsenałów. Jak mówi przysłowie - czasy na pewno były ciekawe. Jednocześnie musiała się w tym wszystkim odnaleźć polska muzyka, która po zniesieniu cenzury i weryfikacji ministerialnych mogła wypłynąć na szersze wody.

 

Właśnie scenę muzyczną, głównie tą rockową, wywodzącą się z undergroundu, opisuje w swojej najnowszej książce Księżyk. Oprócz tego zahacza o scenę techno/rave oraz hip-hopową, które to, co może być zaskoczeniem dla młodszych słuchaczy, w Polsce powstały rękami głównie punkowców. Zresztą nawet Kaliber 44 rapował: "Nikt nie mówił, że droga będzie kolorowa / I usłana różami / Więc graliśmy z punkami".

 

Księżyk ma naprawdę lekkie pióro i strony same przelatują tak jak tematy i postacie w książce - Warszawa, Trójmiasto, Łódź, Wrocław, Brylewski, Kelner, Malejonek, Staszewski, Konjo, Skiba, Kodym, etc. Jedyne co można zarzucić, to widać pewien warszawo-centryzm, reszta miast, może z wyjątkiem Trójmiasta jest opisana zdecydowanie skromniej, a szkoda.

 

Jest to także historia o niesamowitej, oddolnej energii wielu ludzi związanych ze sceną. Sam załapałem się jeszcze tylko na jej schyłek - gdy zaczynałem grać ze swoją pierwszą kapelą kilkanaście plakatów na mieście dawało kilkaset ludzi na koncercie. Była w tym moc. Teraz wieszasz kilkaset plakatów, robisz akcje na FB i przychodzi kilkanaście osób.

 

Jest to także opowieść o zmieniających się ludziach, często niestety na gorsze - kiedyś Maleo na widok krzyża na piersi swojego kolegi krzyczał: "Co ty, Kościół? Przecież oni ludzi na stosach palili!", teraz sam staje się jego podporą. Nie mówiąc już o nowym piewcy dobrej zmiany - Kodymie z Apteki, który prowadzi obecnie audycję w Trójce i grywa z Pietrzakiem. Cóż, bywa i tak.

 

Książka "Dzika rzecz", to naprawdę kawał dobrej, dziennikarskiej roboty. Pomimo tego, że sceną interesuję się już ponad 20 lat, część rzeczy była dla mnie nowością. Zajrzyjcie koniecznie.

 

 

Data: 8.10.2020 r.

Zespół: Izzy and the Black Trees
Płyta: "TRUST NO ONE"

Przyszło mi zrecenzować debiutancki, jeszcze pachnący świeżością (kwiecień 2020 to jak na standardy muzyki alternatywnej wczoraj ;-)) album pochodzącej z Poznania grupy Izzy and the Black Trees. Muszę powiedzieć, że jest to trudne zadanie, ponieważ strasznie ciężko ich zaszufladkować, co oczywiście liczy się za duży plus.

Jeśli koniecznie miałbym się przy czymś upierać, to byłby to przybrudzony, lekko psychodeliczny indie-rock. Zespół zgrabnie potrafi połączyć melancholijne melodie z tymi agresywnymi, co od razu kojarzy mi się z Pixies. Zresztą te psychodeliczne, gitarowe wstawki również pachną kapelą Franka Blacka z najlepszych lat. Nie ma jednak mowy o bezmyślnym kopiowaniu i kalce. Izzy wypracowali sobie swój własny, ciekawy styl.

Wszystko śpiewane jest po angielsku, co pewnie w zamyśle ma zwiększyć ilość potencjalnych słuchaczy. Muszę powiedzieć, że zwykle nie lubię tego typu zabiegów, ale tutaj brzmi to naprawdę dobrze. Przede wszystkim nie słychać kaleczenia języka czy wschodnio-europejskiego akcentu. Może wynika to z leciutkiego przesteru narzuconego na wokal?

Cieszy fakt, że zespół zaczyna zyskiwać coraz większą rozpoznawalność (zaproszenie np. na SoundEdit Festival) i myślę, że warto się zapoznać z tym materiałem. Szkoda tylko, że jest to jedynie 8 numerów. Za to dobrych, równych i dopracowanych.

A dla Was Izzy live:

Izzy and the Black Trees - "Trust No One"

Data: 30.09.2020 r.

Zespół: Posterboy 2000
Płyta: "Posterboy 2000"

Okazuje się, że w XXI wieku nie trzeba nie umieć grać na gitarze, jak pół wieku temu, żeby z sukcesami grać punk-rocka. Dziś okazuje się, że nie trzeba umieć grać na niczym, ani nawet mieć zespołu z prawdziwego zdarzenia.

 

Jason, bo tak brzmi prawdziwe imię Posterboy-a 2000, jako podkładów używa bitów stworzonych za pomocą konsoli Nintendo DS. Wszystko jest tu ma maksa surowe, a mocno przesterowany głos wykrzykuje teksty, których na pewno nie powstydziliby się Sex Pistols: "Everywhere that I go they fuck me over / Everywhere that I go they just wanna fuck me over / Everywhere I go they try to fuck me over". Przyznam, że gdyby nie teksty na Bandcampie, to nie dałoby się ich zrozumieć.

 

Przesłuchanie całej płyty, pomimo tego, że jest na niej tylko 10 numerów trwających łącznie około 12 minut, to jest wyzwanie. Jest ciężka, niestrawna, stworzona jakby z zamierzeniem, że ma się nie podobać i być asłuchalna. Niemniej jednak nie sposób odmówić jej definiowania punk-rocka na nowo. W ramach ciekawostki, warto posłuchać.

 

A dla Was:

Posterboy 2000 i "I'm a Hater"

*o płycie dowiedziałem się dzięki portalowi Soundrive, który polecam.

 

 

Data: 26.09.2020 r.

Zespół: IDLES
Płyta: Ultra Mono

Idles wypuścili właśnie (dosłownie, bo wczoraj) swój trzeci album zatytułowany "Ultra Mono". Ciężko zaszufladkować muzykę grupy, ale chociaż jej lider, Joe Talbot, może zaprzeczać ile chce słowami: "po raz ostatni mówię, nie jesteśmy jebanym, punkowym zespołem", to jednak do tego gatunku im najbliżej. Choć na pewno z domieszką hard-core, post-punka czy nawet miejscami noise-u.

Muszę powiedzieć, że dopiero trzecią płytą zespół w pełni mnie do siebie przekonał. Idzie swoją ścieżką, gra w rozpoznawalnym od pierwszych dźwięków stylu, ale najnowszy album jest jednak nieco łagodniejszy od poprzednich i bardziej zjadliwy.

Tekstowo jednak na pewno nie jest lżej - Talbot piętnuje przemoc, wojny, wzywa do solidarności. Nie ustrzegł się jednak przy tym schematyczności i cliché.

Podsumowując - cały album jest naprawdę udanym, równym krążkiem, ale raczej bez zaskoczeń.

A dla Was:
IDLES i Kill Them With Kindess

 

Data: 15.09.2020 r.

Zespół: Marilyn Manson
Płyta: "WE ARE CHAOS"

Może Manson to faktycznie wcielony Antychryst, a Bóg starał się za wszelką cenę odwieść mnie od spotkania z nim na koncercie? Jadąc na Metal Hammer w 2017 roku zaliczyłem karambol na autostradzie, a rok później na Torwarze zaskoczył mnie alarm przeciwpożarowy... Dobra, heheszki na bok.

Dyżurne zło wcielone wydało właśnie nowy album. Nie ukrywam, że zdecydowanie wolę te cięższe płyty Mansona jak kultowy już "Antichrist Superstar" czy "Holy Wood". Najnowsza zdecydowania taka nie jest.

Do współpracy nad albumem Manson zaprosił Shootera Jenningsa, który jest dosyć rozpoznawalnym muzykiem... country. Na pewno miało to duży wpływ na finalne brzmienie. Chociaż krążek zaczyna się obiecująco dosyć wolnym, ale jednak podszytym agresją "Red Black And Blue", to jednak większość pozostałych piosenek znacznie od niej odbiega - mamy trochę ballad (pojawia się nawet gitara akustyczna), brzmienie jest wyraźnie wygładzone, a piosenkom brakuje pazura. Generalnie zlewało mi się to w jedną całość. W zasadzie, jeśli nie znamy zbyt dobrze angielskiego, to pytę można byłoby sobie puścić w tle do pracy w biurze. A to chyba najlepiej o niej nie świadczy...

Ot, przeciętny album, do którego raczej nie będzie się wracać, szczególnie, jeśli tak jak ja, wolisz Mansona z tych mocniejszych płyt.

A dla Was:
Marilin Manson i "Red Black And Blue".

Data: 7.09.2020 r.

Zespół: Slaves
Płyta: "Are You Satified?"

Myślałem, że o pierwszej płycie grupy Slaves pisałem już na stronce, a okazuje się, że ta luka nie została uzupełniona po dziś dzień. Czas nadrobić.

Dwóch gości z UK, swoim debiutem w 2015 roku, pokazało, że z punk-rocka można jeszcze całkiem sporo wycisnąć. I to w dwie osoby! Ostre riffy, wokalista grający jednocześnie na perkusji (no przynajmniej na czymś na jej kształt), niezłe teksty i prawdziwa energia aż tryskająca na koncertach, sprawiły, że zespół szybko zaczął się piąć po szczebelkach kariery na scenie alternatywnej. Gdy widziałem ich po raz pierwszy w Berlinie w 2016 roku z trudem zgromadzili 150 osób. Dzisiaj, w pełni zasłużenie, wyprzedają trasy w całym UK (w Polsce zresztą też mieli sold-out).

Debiut był najbardziej szorstką i surowo nagraną z ich (już łącznie trzech) płyt, ale mocno powiewał świeżością. Na tym krążku nie ma słabych numerów - "The Hunter", "Cheer Up London", "Beauty Quest", "Where's Your Car Debbie" - petarda za petardą.

Kto jeszcze nie zna, niech się wstydzi.

 

A dla Was:
Slaves i "The Hunter" live

Data: 20.08.2020 r.

Zespół: Pixies
Płyta: "Bossanova"

Co tu dużo mówić - Pixies to zdecydowanie mój ulubiony zespół anglojęzyczny, a dokładnie tydzień temu minęła okrągła, trzydziesta, rocznica wydania płyty Bossanova (można sobie ją zakupić na wydanym z tej okazji, limitowanym, czerwonym winylu).

Krążek tekstowo powędrował w okolice kosmosu i niezidentyfikowanych obiektów latających. Muzycznie, co było/jest charakterystyczne dla Pixies łączył wybuchowość z pięknymi, melancholijnymi melodiami. Myślę, że potęga Pixies tkwiła także w tlącym się już wtedy konflikcie pomiędzy Frankiem Blackiem, a Kim Deal. Płyty nagrane już bez niej nie miały takiego pazura... Do moich faworytów z krążka należą zdecydowanie "The Happening" i "Down to the Well".

Na Pixies miałem być okazję cztery razy - Praga (we wspaniałej, powstałej w byłym gmachu opery Lucerna Hall), Berlin, Warszawa i Poznań. Zaskakuje fakt, że grupa za naszymi granicami wyprzedaje bilety na pniu, a w Polsce można je było kupić nawet na bramce. Nie wiem dlaczego na naszym podwórku ten wspaniały zespół nie doczekał się większej rozpoznawalności.

A dla Was:
Pixies i "The Happening"

 

Data: 13.08.2020 r.

Zespół: Marne szanse
Płyta: "Cofamy do przodu"

Być może się mylę, ale jeśli nie pierwszym, to jednym z pierwszych zespołów w Polsce grających kalifornijski punk było bydgoskie Upside Down. Nie znaleźli zbyt wielu naśladowców, bo lekki i przyjemny styl nie przyjął się praktycznie na naszym podwórku - wiadomo, Polacy to smutasy ;-) Pomimo tych przeciwności jest jeszcze parę kapel, które próbują - Fix Up, CF98 czy właśnie Marne Szanse.

Płyta "Cofamy do przodu" została wydana na 10lecie istnienia kapeli i jak już pewnie wszyscy się domyślili zalatuje Kalifornią na kilometr - jeśli lubisz takie kapele jak Rancid czy Offspring, to i ten warszawski skład powinien przypaść ci do gustu. Melodyjne riffy, chwytliwe refreny, szybkie tempa i generalnie luźne teksty bez spiny, czasami z odrobiną sarkazmu.


I chociaż niektóre kawałki zupełnie mi nie siadły, to cała płyta prezentuje się całkiem przyzwoicie.

 

A dla Was:
Marne Szanse - Ostry punkowy show

Data: 6.08.2020 r.

Zespół: Siekiera
Płyta: "Nowa Aleksandria"

Na punkowym podwórku od zarania dziejów uważa się, że Siekiera grająca hard-core to ta właściwa i jedynie słuszna. Cóż, ja uważam zupełnie odwrotnie, że to okres zimnofalowy i płyta Nowa Aleksandria to apogeum działalności zespołu.

Jest to album niewątpliwie wybitny, który pomimo malkontenctwa punkowców, na zawsze zapisał się na kartach historii polskiej muzyki alternatywnej.

Sam dosyć długo musiałem się do niego przekonywać i wydaje mi się, że trzeba do tego albumu po prostu dorosnąć, żeby go docenić. Co ciekawe, Siekiera z tym wydawnictwem jest dzisiaj rozpoznawalna za granicą i zdarza się, że jej numery są puszczane na imprezach np. w Berlinie.

A dla Was:
Siekiera - Nowa Aleksandria

Data: 15.07.2020 r.

Zespół: Nova Twins
Płyta: "Who Are The Girls?"

Kolejny zespół, który prezentowałem na stronce, zaczyna coraz mocniej rozpychać się na scenie. Od czasu wydania w 2017 roku EPki, Nova Twins zagrały między innymi u boku Prophets of Rage czy Skunk Anansie. Tom Morello powiedział o tym duecie: "The best band you've never heard of".

Niewątpliwie przez te trzy lata zespół mocno się rozwinął, a debiutancki album jest dziełem naprawdę dojrzałym. Dziewczyny są na tyle oryginalne, że ciężko nawet nazwać styl, w którym grają. Mieszanka rap-core, drum'n'bass, punka, rave i czego jeszcze człowiek zapragnie. Kombinacja The Prodigy z Rage Againts the Machine. W porównaniu do EPki, która była jednak dosyć surowa, tutaj materiał jest bardziej odjechany - na instrumenty nałożone zostało mnóstwo efektów. Może się wydawać, że słyszymy nawet syntezator, ale to tylko iluzja. Za to pedalboard pełny jest kostek.

Myślę, że za kilka lat ten duet z Londynu może odnieść naprawdę duży sukces. Wtedy nie zapomnijcie, gdzie przeczytaliście o nich po raz pierwszy ;-)


Nova Twins - Vortex:

Data: 13.07.2020 r.

Zespół: Cool Kids of Death
Płyta: "CKOD"

Dzisiaj trochę o Cool Kids of Death i ich pierwszej płycie z 2002 roku, która powstała w zasadzie na komputerze. Była płyta, a de facto nie było zespołu, który został naprędce sklejony.

Mimo wszystko o grupie szybko zrobiło się głośno, nagle byli na topie zapraszani do radia i telewizji, a prasa wprost się nimi zachwycała. Wandachowicz, autor tekstów, miał nawet ambicje zostać głosem pokolenia i opublikował w Wyborczej felieton zatytułowany "Generacja nic". Cała ta podróż trwała jednak bardzo krótko. Okazało się dość szybko, że publiczność, ujmijmy to, undegroundowa, widziała ich bunt jako sztuczną i komercyjną rewolucję magistrów filozofii. Z drugiej strony dla publiki mainstremowej byli zbyt radykalni ze swoim jazgotliwym przekazem.

Pierwsza płyta CKOD to był spóźniony bunt dwudziestoparolatków, którzy po studiach, wkraczając w dorosłe życie zdali sobie sprawę, że świat ich raczej do niczego nie potrzebuje. Mimo wszystko krążek ten jest płytą bardzo dobrą. Może miejscami przerysowaną, ocierającą się nawet o kicz, ale jednak dość spójną i przemyślaną. Łączącą agresję punk rocka z new wave, post punkiem czy nawet miejscami britpopem. Formuła zespołu jednak dość szybko się wyczerpała, a kolejne płyty były już słabsze. Co nie znaczy, że nie dało się ich posłuchać.

A dla Was:
CKOD - Nie warto:

Data: 26.06.2020 r.

Zespół: A Culture of Killing
Płyta: "s/t"

Na stronce po raz pierwszy gości zespół z Włoch i oprócz tej informacji niewiele da się wyguglać na temat ekipy ze słonecznej Italii.

Demko, którego mam nadzieję za chwilę posłuchacie, zostało nagrane w 2017 roku, a dwa lata później przeszło re-mastering, który trochę wygładził brzmienie. Niewątpliwie wyszło to materiałowi na dobre.

Zmieściło się na nim 8 śpiewanych po angiesku kawałków utrzymanych w konwencji łagodnego post-punka/nowej fali, choć chłopakom nie można odmówić także popowej chwytliwości. Miejscami podchodzą mi nawet pod The Cure, a część numerów jak najbardziej mogłaby być grana w radio.

Zapraszam do słuchania:

 

BandCamp (cały album, po remasteringu i tę wersję polecam)

Data: 8.06.2020 r.

Zespół: Kazik
Płyta: "Zaraza"

Kazik jest ikoną polskiej sceny i to nie ulega wątpliwości. W połowie lat '90 miał okres, gdy każda jego płyta (czy to z Kultem, KNŻ czy solowo) była albo genialna albo przynajmniej bardzo dobra. W XXI wieku było już znacznie gorzej. Pojawiały się wprawdzie przebłyski w postaci pojedynczych piosenek, ale generalnie było średnio, słabo lub bardzo słabo.

I tak tym przydługim wstępem doszliśmy do Zarazy. Jak przeczytałem w jednym z wywiadów Staszewski przyjął metodę "jedna piosenka w jeden dzień" i to już był raczej zły prognostyk. W zasadzie w jednym zdaniu opisałbym tę płytę następująco - siadł ci "Silny Kazik pod wezwaniem" - to płyta dla ciebie. Będziesz ją mielił w kółko. Liczyłeś na drugie "Oddalenie" - będziesz srogo zawiedziony. I tu posłużę się cytatem, który znalazłem w czeluściach neta: "Ilość biesadowo-swojsko-weselnych momentów na tej płycie tak strasznie mnie zażenowała, że po odsłuchu aż wyszedłem na papierosa". Niestety jest tu mnóstwo asłuchalnych numerów: "Powiedzcie, że kochacie nas", "Hania i Hela", "Bawmy się", "Kluczem przyciskaj windę" itd. I nie mówię, że eksperymentować z pastiszem, groteską i biesiadą nie można, ale "Twój ból jest lepszy niż mój" w zupełności by wystarczył.


Pomimo tego, że jest tu parę niezłych numerów - "Gdy Chińczycy mówią Gan Pai" czy nawet "Nigdzie już nie pójdę dziś", to jednak mój odbiór płyty jest negatywny. Słuchacie na własną odpowiedzialność. Odzobaczyć i odsłuchać się nie da.

A dla Was:
Kazik: "Powiedzcie, że kochacie nas"

 

Data: 7.06.2020 r.

Zespół: Amyl and the Sniffers
Płyta: "Amyl and the Sniffers"

Okazuje się, że australijska scena alternatywna ma się całkiem nieźle, a najlepszym tego dowodem może być debiutancki, wydany w połowie 2019 roku, album Amyl and the Sniffers. Wokalistka, Amy Taylor, w ten sposób opisuje swój zespół: "In Australia we call poppers Amyl. So you sniff it, it lasts for 30 seconds and then you have a headache – and that's what we're like!".

 

Niewątpliwie zespół prezentuje słuchaczom ciekawą mieszankę garażowego rocka i punk rocka. Serwują szybkie, agresywne i treściwe numery. Od razu skojarzyli mi się z pierwszym wcieleniem Iggy Popa, czyli The Stoogs. I to nawet nie tylko muzycznie, bo Amy to też prawdziwy wulkan energii na scenie. No i szkoda, że niestety OFF się nie odbędzie, bo mieli tam zagrać właśnie w towarzystwie ojca chrzestnego punk-rocka.

 

Cóż, pozostaje słuchanie płyty, na którą weszło 11 utworów o tematyce od społecznej ("Gacked on Anger") po miłosną ("Got You"). Szczerze polecam zagłębić się w ten album.

A dla Was:
Amyl and the Sniffers - GFY

 

Data: 15.05.2020 r.

Zespół: Do góry nogami
Płyta: "Ultra"

Wpadł mi do skrzynki jeszcze ciepły (jak na punkowe standardy), bo wydany pod koniec 2019 roku, pierwszy pełnoprawny* album grupy z Olkusza. Muszę się przyznać, że choć chłopaki stali na jednej scenie z takimi tuzami jak Kult, to usłyszałem o nich dopiero niedawno.


A co na płycie? 10 czadowych numerów utrzymanych w konwencji melodyjnego punk-rocka i rock'n'rolla. Jest moc, ale nie jest to przesadnie ciężkie granie.


Tekstowo kilka trafnych przemyśleń - o uwarunkowaniach kulturowych ("wierzysz / w to co wierzysz / bo właśnie / tutaj leży / ten kraj / gdzie przyszedłeś na świat"), rządzie ("podstawowe założenia / ta metoda się nie zmienia / władza wroga potrzebuje / popatrz też, sam zrozumiesz") czy zabijaniu zwierząt dla rozrywki ("czysta radość z pyska tryska / trup się ściele / krew, igrzyska"). W zasadzie nie siadł mi tylko ostatni numer - "Niezależni" - jakoś irytuje mnie gdy zespoły podkreślają jacy to z nich undergroundowcy.


Czy ta płyta zatrzęsie polską sceną? Raczej nie. Czy warto jej posłuchać? Jak najbardziej. To dobry, solidny album.

*wcześniej był jeszcze album wydany metodą DIY, teraz wydał ich wrocławski Lou&Rocked Boys.

 

A dla Was:
Do Góry Nogami - "Czysta radość"

 

Data: 25.04.2020 r.

Zespół: Hurt
Płyta: "Babilon"

W końcu, po ponad ćwierć wieku, debiutancki album Hurtu doczekał się pełnoprawnej reedycji wskakując z kasety na winyla*. W 1994 materiał ten wydała wrocławska Melissa (sklep muzyczny, który ze względy na swoją specyfikę zasługuje na osobny artykuł - może kiedyś się zbiorę i napiszę). Tym razem honory czyni Lou and Rocked Boys.

Niewątpliwie w momencie ukazania się albumu był on bardziej punkowy niż niejeden materiał z totalnego podziemia. Przede wszystkim łamał schematy, zarówno muzyczne (korzystanie z automatu perkusyjnego było wtedy ewenementem) jak i tekstowe (sporo zabawy słowem, prowokacji czy elementów surrealizmu). Pomimo słyszalnego luzu i dystansu poruszał jednak i ważne tematy - jak np. transformację ustrojową w "Kapitalizmie" czy bezrefleksyjną wiarę w "Anty armii".

Do tej pory uważam, że o ile te nowsze płyty Hurtu są raczej słabe, to Babilon jest perełką, a teksty typu "Nic nie spłonie w Babilonie" weszły na stałe do słownika niejednego załoganta.

*w 2003 był jeszcze split debiutu i materiału z "Serków dietetycznych"

A dla Was hurt i Babilon, choć z wydanie z 2003 roku.

Data: 19.04.2020 r.

Zespół: Ritual Howls
Płyta: "Into the Water"

Jaką muzę możesz tworzyć w Detroit - mieście, które już dawno stoczyło się w otchłań beznadziei? W miejscu, którego populacja skurczyła się z prawie 2 mln do 700 tys osób i gdzie dom możesz kupić za 500 dolców, a i tak nie ma chętnych, bo bezrobocie sięga 30%? Tak, dobrze zgadliście - industrialnego post-punka pomieszanego z dark wave. I właśnie taka jest muza Ritual Howls - miejscami ciężka, przytłaczająca i mroczna, choć zdarzają się i mniej ponure momenty.


Płyta "Into the water" ma już parę lat (2016) i jest jedną z trzech wydanych przez zespół - dokładnie środkową. Jednocześnie jest moją ulubioną, którą katuję od kilku dni na okrągło. Warto się zapoznać z tym materiałem, a gdyby nie wirus, to moglibyśmy posłuchać tego trio na żywo, bo mieli w planach odwiedzić nasz grajdół pod koniec maja (Gdańsk, Wawa, Wrocław).

A dla Was:
Ritual Howls - Park Around the Corner

Data: 13.03.2020 r.

Zespół: Komety
Płyta: "Alfa Centauri"

Zawsze wolałem Partię - bardziej osadzoną w rock'a'billy i ostrzejszą niż Komety. "Alfa Centauri" spowodowało, że prawdopodobnie dojdzie do niewielkiego przetasowania w tejże hierarchii ;-) Nie licząc koncertówki, Lesław kazał nam czekać na nowy krążek 4 lata, ale było warto.

I choć znów mamy tu dylematy związane z ciążą ("Dominika się waha"), to daleko im do ciężkości znanej z poprzednich płyt (Akcja V1 - "Wreszcie w ciąży"). "Alfa Centauri" to zdecydowania najbardziej popowa płyta w dorobku Komet, spokojnie nadająca się do radia, choć wpływy rock'a'billy oczywiście nadal są widoczne. Sporo, niemalże tradycyjnie, jest o relacjach damsko-męskich i miłości (np. "Gdańsk Sopot Gdynia" czy "Nigdy"). Romantyzmem bucha z krążka dość mocno. I chociaż czasami to wszystko ociera się delikatnie o kicz, to jednak granica nie zostaje przekroczona.

Płytę oceniam naprawdę wysoko, przyjemna, spokojna, z urozmaiconym instrumentarium (puzon, trąbka, organy, ksylofon, etc.), a i czasami zmusza do refleksji. Czekam z niecierpliwością na koncerty, nawet w erze korona-wirusa ;-)

A dla Was:
Komety - "Gdańsk Gdynia Sopot"

 

Data: 13.02.2020 r.

Zespół: Dezerter
Płyta: "Decydujące starcie"

Trochę retrospekcji - już niedługo minie 20 lat od wydania przez Dezertera tego albumu, więc warto go odświeżyć i przypomnieć kilka historii z nim związanych.

Przede wszystkim tytuł jest nieprzypadkowy - na przełomie wieków ważyły się losy zespołu, a płyta, inaczej niż zwykle, została nagrana w duecie (Matera chwycił także za bas podobnie jak na albumie "Ile % duszy"). Dezerterzy sięgnęli także po nietypowe dla nich środki muzycznego wyrazu - na albumie jest sporo sampli i elektronicznych dodatków, znalazło się miejsce nawet dla wiolonczeli. Pamiętam ten ból dupy "prawdziwych punków", którzy uznali to za zdradę ideałów, "no bo ja tak można i w ogóle". Na ekipę z Warszawy posypały się gromy, a zespół na kolejnych płytach już nie eksperymentował.

A szkoda, bo elektronika tchnęła sporo świeżości w ten hard-core-punkowy materiał. Uważam, że do tej pory płyta świetnie się broni (zarówno muzycznie jak i tekstowo) i jest jedną z najlepszych w dorobku Dezertera. Do moich faworytów zaliczam z pewnością "Umieraj powoli" z gościnnym udziałem Bolesława Błaszczyka (znanego szerzej z... nieco kabaretowej grupy MoCarta) na wzmiankowanej wcześniej wiolonczeli oraz "Okruchy dla biednych" czy "Koszmar".

P.S.
Płyta dotarła na listach sprzedaży do 20 miejsca - jak na punkowy materiał wynik naprawdę niezły.

A dla Was Dezerter i "Umieraj powoli"
 

Data: 25.01.2020 r.

Zespół: Juggling Jugulars
Płyta: "Insurrection"

Dawno nic nie pisałem, bo (ja wiem, że to szokująca wiadomość ;-) ) Posłuchaj To Do Ciebie nie generuje żadnych przychodów finansowych i trzeba chodzić do pracy ;-) Ale ad-rem, dzisiaj kilka słów o najnowszym wydawnictwie ekipy Juggling Jugulars, wydawanych w Polsce przez Trujacą Falę.

Fińska ekipa na punk-rockowej scenie stoi już 31 rok, a pierwszy raz usłuszałem ich z kasety "Propaganda Immunity/Skeletons in the Closet", którą zakupiłem na dogorywającej już wtedy Czad Giełdzie we Wro w roku około 2000. Do tej pory jest to moje ulubione wydawnictwo Finów serwujących może nie odkrywczy, ale za to zaangażowany i melodyjny hard-core punk z mieszanym damsko-męskim wokalem. Pod względem muzycznym i tekstowym przez ten czas niewiele się zmieniło, wielkich zaskoczeń nie ma - jest jak zawsze, co wcale nie jest zarzutem.

Jeśli jeszcze nie znacie, posłuchajcie, bo warto. No i wypatrujcie koncertów w Polsce, bo Juggling Jugulars dosyć chętnie nas odwiedzają - ostatnio grali na Rozbracie, wcześniej m.in. na Ultra Chaos Piknik. Sam czekam na koncert we Wrocławiu...

A dla Was:
Juggling Jugulars i "Fire":

 

Data: 30.12.2019 r.

Zespół: New Politics
Płyta: "New Politics"

Dzisiaj trochę o zespole jednej płyty. Odpalasz debiut, myślisz - nie no, to jest zajebiste. Jest moc, dobre teksty, można słuchać w kółko. Czekasz z niecierpliwością na kolejny krążek - już jest dużo słabiej, ale myślisz sobie - druga płyta najtrudniejsza, na trzeciej się odbiją. Po czym dostajesz asłuchalny szit, a z każdą kolejną płytą jest coraz gorzej.

Tak właśnie jest w przypadku New Politics - debiut wnoszący trochę świeżości do muzyki rockowej. Chwytliwe kawałki na pograniczu rocka i punk rocka, podlane miejscami lekko popowym sosem. Czemu na kolejnych płytach poszło tak słabo? Może z powodu zmiany perkusisty, Poula Amaliela, który nie tylko walił w bębny, ale zdarzały mu się epizody na basie i w chórkach? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, niemniej jednak z debiutem warto się zapoznać. Na kolejne płyty zdecydowanie szkoda czasu.

A dla Was:
New Politics - Burn

Data: 7.12.2019 r.

Zespół: Nameless Creations
Płyta: "Upon God's Call"

Dobrze jest czasami posłuchać czegoś dziwnego, co w przypadku Nameless Creations wcale nie jest określeniem pejoratywnym. Panowie z Warszawy tworzą mieszankę pokręconego post punka, psychodelii i deathrocka. Wychodzi im to całkiem nieźle. Jak sami zaznaczają inspirują się m.in. takimi tuzami jak Bauhaus. No a kto nie lubi Bauhausa? ;-)

Warto zauważyć, że "Upon God's Call" to koncept-album, co jest raczej rzadkością, a co osobiście mi bardzo odpowiada. Krążek ten został poświęcony rozliczeniom ze śmiercią, zbawieniem, religią i Kościołem. Jak chyba dość łatwo odgadnąć muzykom z tym ostatnim raczej nie po drodze. Teksty śpiewane są po angielsku i muszę przyznać, że w tym wypadku wychodzi to dobrze.

Generalnie jest to więcej niż solidny krążek, któremu naprawdę warto się przyjrzeć. Ze względu na swoją "ciężkość", na pewno nie mógłbym słuchać go w kółko, ale raz na jakiś czas jest ciekawą odskocznią.

Na uznanie zasługuje też okładka płyty - jest naprawdę super.

A dla Was:
Nameless Creations i Sanctimony.

Data: 10.11.2019 r.

Zespół: Iggy Pop
Płyta: "Free"

Słyszałem opinię, że płyty Iggiego Popa są albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Chyba coś w tym jest. Po udanej płycie "Post Pop Depression" przyszedł czas na "Free". Jak już się pewnie domyślacie tym razem jest raczej słabo.

Do współpracy zaproszono Lerona Thomasa, co jest wyraźnie słyszalne - wtręty jazzowe są aż nazbyt widoczne. Dużo jest spokojnych utworów ubarwionych trąbką tegoż artysty (np. "Glow In The Dark", "Page" czy "We Are The People"). Sporo jest numerów przegadanych, melo-recytowanych (np. wspomniane wcześniej "We Are The People"). Nie przemawia to do mnie.

Wydawnictwo niejako ratują dwa numery - świetne "Loves Missing" oraz "James Bond", jednak ten ostatni jest tak mielony przez wszystkie stacje radiowe, że już dawno mi się przejadł.

Generalnie ja bym raczej unikał.

A dla Was Iggy Pop i "Loves Missing":

Data: 15.10.2019 r.

Zespół: Castet
Płyta: "Baśnie tysiące i jednej trasy"

Podczas ostatniego koncertu we wrocławskim CRK Fakir zapowiadał nowy krążek słowami: "Wydajemy nową płytę z dokładnie takimi samymi kawałkami jak wszystkie poprzednie". W zasadzie na tym mógłbym zakończyć reckę, byłoby treściwie jak na CD (15 utworów w 21 minut) i w sendo. No, ale wypadałoby coś więcej skrobnąć.

Castet przekonał mnie do siebie dopiero płytą "Twardsi niż najtwardsza garda", ponieważ sporo uwagi poświęcono samej produkcji - po prostu brzmiała potężnie, dawała kopa. "Baśnie..." idą tą drogą. Jest z pierdolnięciem, mocno, ale jednocześnie dosyć melodyjnie i to co lubię w HC - czyli z wyraźnym wokalem. Do tego smaczków dodają goście (np. Matoł z Apatii) oraz świetne chórki.

Teksty, jak to u Fakira, w sposób ironiczno-humorystyczny opisują naszą scenę alternatywną, dziary, wegetarianizm czy prawicowe odchylenia. Trochę rymów częstochowskich jest, parafrazując "gość raczej Nobla nie weźmie, ale ostatecznie słucha się nieźle".

Moi faworyci to: "Silesia Attack", "W piekarniku pizza płonie", "Każdy lubi takie clipy" i "Chory bełkot". Generalnie na pewno warto się zapoznać z tym wydanym przez Pasażera materiałem.

A dla Was:
Castet - Silesia Attack

Data: 8.10.2019 r.

Zespół: Pixies
Płyta: "Beneath the Eyrie"

Pixies, przyznaję od razu, to kapela, którą po prostu uwielbiam. Każdy z ich krążków do czasu rozpadu pod koniec lat '90 był genialny. Każdy niósł inny ładunek emocjonalny i każdy okazał się ponadczasowy. Myślę, że geniusz tego zespołu wynikał także z tlącego się konfliktu na linii Black Francis/Kim Deal. Żadne z nich solowo nie nagrało wybitnej płyty. Żadna z płyt po reaktywacji, bez uwielbianej przez publikę basistki, nie zbliżyła się także do poprzedników, choć były przebłyski w postaci pojedynczych utworów (wgniatający w fotel "Silver Snail" czy "Blue Eyed Hexe"). Mimo wszystko szkoda, że grupa jest raczej słabo rozpoznawalna w Polsce. Gdy u naszych zachodnich sąsiadów wyprzedaje koncerty, u nas sala w Poznaniu trzy lata temu prawie świeciła pustkami.

Niecały miesiąc temu Pixies uraczyli nas nowym wydawnictwem - "Beneath the Eyrie" mieszczącym 12 kawałków. Po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że płyta jest nijako-słaba, ale wgryzałem się w nią coraz mocniej. Po kilkunastu przesłuchaniach stwierdzam, że jest to dość dobry krążek, któremu jednak trochę brakuje by być bardzo dobrym. W numerach za mało jest tej muzycznej zadziorności i niepokoju z którego słyną Pixies. Doskwiera także niewielka ilość zwykle świetnych, nieco psychodelicznych, solówek Santiago. Niewątpliwie grupa popłynęła trochę bardziej w kierunku popu z metaforycznymi jednak tekstami. Utwory na CD na pewno się bronią, ale nawet po wielokrotnym przesłuchaniu pozostaje pewien niedosyt. Na plus na pewno zaliczam takie numery jak: "Silver Bullet", "St. Nazaire" czy "In the Arms..."

A dla Was Pixies - "Silver Bullet".

Data: 26.09.2019 r.

Zespół: Pidżama Porno
Płyta: "Sprzedawca jutra"

SP Records - nie wiem jak ta firma utrzymuje się na rynku i dlaczego lgną do niej kapele pokroju Pidżamy, skoro każde punkowe distro wydaje się bardziej profesjonalne... Kilka lat temu giga wtopa z opakowaniami, które dosłownie były jednorazowe - wyciągnięcie płyty skutkowało wyłamaniem ząbków. Teraz zamawiam płytę do paczkomatu, a ta ląduje kilkadziesiąt kilometrów dalej w miejscu zameldowania wysłana Pocztą Polską (drugi raz z rzędu!). No, ale koniec dygresji...

Na nowy CD Pidżama kazała nam czekać 15 (słownie piętnaście) lat. Mając okazję widzieć PP po reaktywacji na jednym z koncertów bardzo się obawiałem o ewentualny nowy krążek (niestety gigu odzobaczyć się nie da). Było słabo. Uspokoiłem się nieco po wypuszczeniu singla "Hokejowy zamek". To był dobry cios - mocny tekst, muzyka z powerem.

A jak się prezentuje płyta jako całość? Pidżama chyba jeszcze nigdy nie nagrała tak aktualnej, pełnej aluzji do bieżących wydarzeń i polityki, płyty. Mamy odniesienia do brunatnych marszy - "Maszerują chuje w swej obłędnej defiladzie / Tak maszeruje hańba, tak maszeruje badziew" w "Hokejowym zamku" czy nagonki na kolejne grupy społeczne - "Na słabych i bezbronnych policyjne trąbią surmy" w "Tu trzeba krzyczeć". W tym samym kawałku trafia się i taki fragment "Ten gnój prokurator musi mieć coś z kurwy". Dla mnie wersem-ciosem, z którym zgadzam się w 100% jest ten z numeru "Pomocy!" - "Przykro mi jest kiedy widzę / Kotwice na bejsbolach". Poza tym trochę o podziałach (np. "Wyście od Kaina są a my od Abla"), stosunku do Kukiza ("Nie kukizuj mała") i jak to u Grabaża, o miłości - "Totonieta".

Muzycznie zaskoczeń nie ma - utrzymano melodyjny, soft-punkowy klimat znany z "Marchefki" czy "BCH". Plus parę łagodniejszych ballad. Kilka koncertowych hitów na pewno się znajdzie - moje typy to "Hokejowy zamek", "Pomocy!" oraz "Nie kukuzij miła".

Generalnie odetchnąłem z ulgą. Nowa płyta jest naprawdę dobra. Cieszy mnie to tym bardziej, że w jej powstawaniu brał udział Piotr Załęski, z którym kilka razy zetknąłem się na wrocławskiej scenie i pamiętam go choćby z jego pierwszej kapeli czyli grunge'owego Dust Blow.

A dla Was:
Pidżama Porno - "Hokejowy zamek"

Data: 3.09.2019 r.

Zespół: V/A
Płyta: "Muzyka młodego Wrocławia 3"

Od kilku lat we Wrocławiu są organizowane koncerty i wydawane płyty pod szyldem Muzyka Młodego Wrocławia. Za inicjatywą stoi między innymi Jacek Owczarek, który już wcześniej maczał w palce w lokalnych inicjatywach około-rockowych współorganizując w naszym mieście biznesu i seksu coroczny przegląd Rock'a'rolla Festival. Generalnie sama idea projektu jest świetna, bo o ile demka czy EPki młodych kapel kupują głównie znajomi, tak w przypadku składanek wydawanych przez MMW jest szansa, że dany numer usłyszy też ktoś inny.

Posłodziłem, to teraz łyżka dziegciu. No właśnie, jest szansa, bo jednak promocja leży. Próżno szukać składanki na serwisach streamingowych pokroju Spotify czy nawet na YouTube, a przecież nie wymaga to jakiegoś gigantycznego nakładu pracy. Płytę do recenzji też dostałem od jednej z kapel, albowiem MMW jak się dowiedziałem u źródła "nie wysyła płyt".

Przejdźmy może do tego, co mamy na krążku trzeciej edycji. Gdy przeglądam lokalne ogłoszenia muzyczne, to mam wrażenie, że Wrocław metalem stoi. Płyta udowadnia, że tak nie jest. Z typowych szatańskich brzmień mamy raptem zespół Far From Grace. Pojawia się też trochę grup z szeroko pojętego hard-rocka: Passage, The Cold, Lift Off. Trzy bandy na 16 kawałków. Reszta to zupełnie inne brzmienia - od spokojnych ballad (np. Antybiotyka czy In Blacno) poprzez brzmienia oparte na syntezatorach (Violet Train) po całkiem oryginalne kawałki pokroju tego stworzonego przez Less is Lessie, który ociera się gdzieś o muzykę ilustracyjną/prog-rocka i jest moim faworytem na tej płycie. Kuriozum stanowi zespół Mercurius, który z Wrocławiem... nie ma nic wspólnego, albowiem pochodzi z Tarnowa.

Płyta nie zwaliła mnie z nóg. Co nie znaczy, że jest zła. Warto sobie zarzucić raz do roku tego typu wydawnictwo i zobaczyć co słychać na lokalnej scenie. Samej inicjatywie też mocno kibicuję.

Data: 12.07.2019 r.

Zespół: Nova Twins
Płyta: "Thelma and Luise" EP

 

Co wyniknie z sytuacji, gdy twoi starzy to muzycy jazzowi i nauczyciele muzyki? Nova Twins - czyli buntowniczy DYI punk-grime. Ten duet z Londynu sporo namieszał na scenie alternatywnej łącząc ze sobą hip-hop, drum'n'bass i punk-rock. Zespół tworzą Amy Love (wokal, gitara elektryczna) i Georgia South (bas, chórki) wspierane na koncertach przez perkusistę. Dziewczyny bazują na odmienianej przez wszystkie przypadki gitarze basowej, która w połączeniu z perkusją daje ogromną moc, wzmacnianą jeszcze od czasu do czasu przez partię gitary elektrycznej.

 

Nowa Twins pracuje obecnie nad debiutanckim albumem, a ich ostatnim wydawnictwem jest omawiana tutaj i wydana w 2017 roku EPka "Thelma and Luise". Mini album mieści 5 utworów. Co ciekawe, dziewczyny robią wszystko jak na DYI przystało - tworzą nie tylko potężnie brzmiącą muzę, lecz także własne ubrania i teledyski. Do EPki powstały aż trzy videoclipy - do numerów Thelma and Luise, Bassline Bitch i Hitlist. Raczej niskobudżetowe, bo jak przyznają same dziewczyny, przy kręceniu Hitlist najwięcej pieniędzy poszło na alkohol dla uczestników nagrania. DYI pełną gębą i to lubię ;-)

Mocno żałuję, że odpuściłem ich koncert na zeszłorocznym Rock for People, ale grały koło 2.30 w nocy, a ciężko wytrwać do tak później godziny wspomagając się od rana czeskim piwem ;-)

A dla Was Nova Twins - Thelma and Luise. Słuchajcie głośno!

Data: 30.05.2019 r.

Zespół: T. Love
Płyta: "Wychowanie"

Moim zdaniem najlepszą płytą Muńka i spółki był oficjalny debiut, do którego oni z kolei podchodzą z dystansem. Jako, że stosunkowo niedawno wyszła reedycja pierwszej płyty na winylu, to postanowiłem ją zakupić, cofnąć się w czasie o ponad 30 (!) lat i napisać o niej kilka słów.

Jak z każdym wydawnictwem z lat osiemdziesiątych tak i z tym wiążą się perypetie z cenzurą. Z niektórych zespół wyszedł obronną ręką (cenzor ponoć usilnie nalegał, by w tekście "Idą żołnierze" dopisać fragment, że Staszczykowi nie podoba się nie armia w ogóle, lecz raczej ta amerykańska - całe szczęście nic z tego nie wyszło, a tekst przeszedł), z innych już mniej (zmiana tekstu z "zabijemy nasze matki" na "ukarzemy nasze matki"). Takie historie zawsze dodają pewnego smaczku samej płycie.

A czy ta się broni po tylu latach? Jak dla mnie to jedna z najważniejszych i najbardziej udanych płyt polskiego rocka w ogóle. Zróżnicowane utwory - od funkującej "Gumki babalumki", poprzez ballady rockowe ("To wychowanie") po ocierające się o punk-rock numery jak "Ulice" czy "(Wolny jak) taczanka na stepie". Oprócz luźnych tekstów i zabawy słowem we wspomnianej wcześniej "Gumce" czy "Polowaniu na słonia" mamy także całkiem solidną diagnozę społeczeństwa końca komuny i nieśmiałych początków transformacji ustrojowej ("Nocnymi tramwajami jeździ wódka / Faceci o oddechu śmiertelnym" w "Ulicach" czy "Wszystko dokoła zmienia się / W moich głośnikach mówią tak / Bo coraz więcej reklam jest / Bo coraz więcej w portkach łat" w kawałku "Moja kolacja to imitacja" . Prawdziwym majstersztykiem jest także "To wychowanie" nagrane z kontrabasem, którego refren, jak się okazało wiele lat później, był plagiatem.

Mam duży sentyment do tej płyty i myślę, że warto do niej wrócić nawet pomimo faktu, że T. Love już od wielu lat odcina tylko kupony.

A dla Was:
T. Love - "To wychowanie":

 

Data: 7.05.2019 r.

Zespół: Cyrk Deriglasoff
Płyta: "Magia y tresura"

Jeśli twórców polskiej sceny nominować do Oscarów, to z pewnością Deriglasoff mógłby walczyć o najlepszego aktora. Drugoplanowego. Zaczynał w głębokich latach osiemdziesiątych na scenie Trójmiejskiej - były przecież pamiętane przez weteranów do dzisiaj Dzieci Kapitana Klossa, potem Apteka, Pudelsi, Homo Twist, Kazik na Żywo. Najczęściej w tych składach odgrywał ważną, ale jednak nie pierwszoplanową rolę. Aż nastał czas Cyrku, w którym jest głównodowodzącym. Pisze teksty, śpiewa, gra na basie. Jest po prostu frontmanem z prawdziwego zdarzenia.

Muzyka na wydanej właśnie płycie "Magia y tresura" jest z pewnością eklektyczna (zawsze chciałem użyć tego słowa ;-) ). Mamy tu elementy punka, rock'n'rolla, swingu, jazzu, muzyki bałkańskiej czy klezmerskiej. Mocno rozbudowana jest sekcja dęta. Cały ten miks tworzy ciekawy styl zespołu, który bardzo przypadł mi do gustu. Jeśli miałbym szukać jakiegoś porównania to do amerykańskiej grupy Firewater oraz rosyjskiego Leningradu.

Tekstowo jednak odniesienia do Leningradu są znacznie bardziej na miejscu. Historie w tekstach sa zabawne, często dotyczą alkoholowych libacji czy miłości. Jakby nie patrzeć to ulubione tematy Sznura i jego składu z Petersburga. Mamy tu więc wspomnienia z pijatyki: "A ja leżę na podłodze i mam pamięć skasowaną / Wszędzie pełno petów, a ja przecież nie palę / Myślę intensywnie, lecz nie idzie mi to wcale / Jakieś resztki jedzenia przyklejone mam do twarzy / Oto piękny poranek pełny nowych wrażeń" w "Poranku" czy wynurzenia zadowolonego z życia ławkowego żulika-filozofa, który pewnego dnia po prostu olał pracę: "Ja lubię siedzieć z piwkiem w dłoni / Gdy nic mnie nie goni / Siedzieć na ławeczce i popijać po troszeczku / (...) / Niewiele mi trzeba / Ja wszystko mam / Ławeczka i piwko w dłoni" w "Psich mądrościach". Zabawnych, luźnych historii jest znacznie więcej - mamy także opowieść o gadającej na koncertach publice ("Babagadadodziada") czy ojcu, który chroni swoją córkę przed adoratorami ("Córki nie ma w domu").

Podsumowując jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tą płytą. Zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym wypada bardzo dobrze. Z niecierpliwością czekam na koncert Cyrku gdzieś w mojej okolicy.

Linkuję jedną ze słabszych piosenek, ale niestety nic więcej na razie na YouTube nie ma. Jak oceniacie ją przynajmniej na 3/5 to dajcie szansę całej płycie - nie będziecie zawiedzeni.

Data: 1.05.2019 r.

Zespół: Czerwone świnie
Płyta: "Basta dziwko!"

Za zespołem Czerwone Świnie stoi dramaturg teatralny Paweł Demirski (bas, teksty) wraz ze swoją partnerką Moniką Strzempką zajmującą się reżyserią (a w zespole wokalem). Wspomagają ich Tomek Sierajewski (gitara, wcześniej m.in. Houk) i właściciel wytwórni płytowej Kayax Tomasz Grewiński (perkusja). Czy ta w większości amatorska muzycznie zbieranina w średnim wieku jest nam w stanie zaprezentować sensowny materiał? Czy może płyta Świń to sposób na kryzys wieku średniego?

Demirskiego i Strzępkę znałem głównie z organizacji PPA, gdzie zaprosili m.in. Nikę z Post Regimentu, więc styczność z kulturą alternatywną jak najbardziej mieli. Grewiński w swojej wytwórni też promuje w miarę ambitne granie (Hey), albo przynajmniej popik bez obciachu (Brodka, Mery Spolsky). Nadzieje więc miałem rozbudzone. A jak wyszło? Przejdźmy do sedna.

Teksty są naprawdę radykalne. Jak to w punk-rocku atakujące hipokryzję i służalczość wobec Kościoła: "Krzyczałaś, że czarny piątek / w sobotę poszłaś z jajami na święconkę / Córkę ochrzciłaś w sumie przypadkiem / Żeby nie za bardzo denerwować matkę". Poruszają jednak także bardziej oryginalne tematy jak choćby krytykę obecnej klasy średniej - "Nawet dziary macie z Zary / (...) / Aspiracje waszą bronią / Najważniejsza karta win / Nasze gusta was zabolą / My pijemy wino z colą". Jest też trochę o bezrefleksyjnym kulcie Żołnierzy Wyklętych i zbrodniach Romualda Rajsa ps. Bury: "Mamo słońce zachodzi na czerwono / synku to Zaleszczany płoną / (...) / A jutro ulicami pójdzie zbiór burych zer/ Będą krzyczeć ONR, ONR!" Niestety teksty są śpiewane naprawdę niewyraźnie, trzeba się solidnie wsłuchać, by je zrozumieć. Wokal Strzempki i jej maniera śpiewania osobiście trochę mnie również drażnią.

Muzycznie nie jest to majstersztyk, słychać pewne braki warsztatowe, ale to jednak punk-rock, więc spokojnie można to wybaczyć. Nie jest to źle nagrane, generalnie linie melodyczne jak najbardziej się bronią.

Podsumowując - płyty można posłuchać, raczej sceną nie zatrzęsie, ale na pewno nie jest to złe wydawnictwo.

Płyta do odsłuchu na Bandcampie i Spotify: https://swinieczerwone.bandcamp.com/

Data: 6.11.2019 r.

Zespół: Koniec listopada
Płyta: "Moloch"

Zespół Koniec Listopada choć sformowany całkiem niedawno, bo w 2016 roku, wypuścił właśnie swój drugi krążek. Wiadomo - "artysta głodny jest o wiele bardziej płodny", a i dostęp do taniej wódy z Białorusi na pewno zrobił swoje ;-)

Chłopaki z Białej Podlaskiej deklarują, że grają punk rocka. Moim zdaniem to bardziej złożona kombinacja dźwięków - bez trudu można doszukać się także hard rocka czy nawet metalu i psychodelii. Niemniej jednak warsztatowo jest to kawał solidnego grania z dobrze ułożonymi partiami.

Najważniejsze są jednak teksty, a i tutaj można doszukać się miejscami błyskotliwości i ciekawych przemyśleń w takich kawałkach jak na przykład "Zupa z durnia" - "Tak naprawdę nie wiesz, co się wokół dzieje / Świat z pijanych reklam nie istnieje / (...) / Nadchodzi to, o czym ostrzegali / Ludzie w amoku zjadają się nawzajem".

Co mi się spodobało, to sporo czarnego humoru w warstwie tekstowej: "Tutaj jest niczego sobie / Czasem komuś strzelą w głowę / Co zrobisz, taka praca - przynajmniej na umowę" w "Spacerze po poligonie" czy "Mili policjanci motłoch rozpraszają / Zawsze gdy strzelają, gorąco przepraszają" w "Aleppo".

Trzy wyżej cytowane utwory to moi faworyci z całej płyty - punkowe numery ze świetnymi tekstami. Niemniej jednak dobrych utworów jest więcej - wpadają w ucho także "Cykuta" czy "Face Macabre". Ogólnie na płycie znajduje się 12 piosenek, z czego 5 bardzo udanych i 7, których spokojnie można posłuchać. Jest naprawdę nieźle.

A dla czytelników: "Zupa z durnia":
 

Data: 23.02.2019 r.

Zespół: Dezerter
Płyta: "Nienawiść 100%" EP

Trzy kawałki. Zaletą mniejszych wydawnictw jest to, że nagrywa się je szybko, a numery mogą być bardzo aktualne. Tak jest i w tym przypadku. Najlepszy moim zdaniem zamyka płytę - "Nic się nie dzieje" - o rosnącej, a bagatelizowanej niestety, fali brunatnego nacjonalizmu, która zalewa Polskę. Oprócz tego mamy "Nienawiść 100%" - o sączącym się jadzie i propagandzie z telewizyjnego ekranu i "A jeśli jutra nie ma" - dość spokojny, ponad pięciominutowy numer dotyczący pisania historii na nowo i budowania totalitaryzmu. Jednym słowem - tekstowo jest mocno, muzycznie przynajmniej solidnie.

Dezerter - "A jeśli jutra nie ma"

Data: 21.02.2019 r.

Zespół: Interrupters
Płyta: "Fight the Good Fight"

Czy są jeszcze wydawnictwa, których płyty można łykać w ciemno nie znając artysty? Albo przynajmniej dać im szansę z dość dużym prawdopodobieństwem wygrzebania perełki? Myślę, że do takich należy ciągle zaliczyć 4AD. Epitaph też wypada pod tym kątem nieźle. I właśnie sugerując się wydawcą i atrakcyjną okładką skusiłem się na winyl The Interrupters wydany przez Hellcat Records, który jest częścią Epitaph Records, choć coraz mniej zależną od swojego starszego brata.

Jest to trzeci album zespołu pochodzącego ze słonecznej Kalifornii. Trudno w takim klimacie grać jakieś smuty i tak jest też z The Interrupters. Serwują nam na nim dawkę wesołego ska, doprawionego odrobiną punk-rocka z żeńskim wokalem. Na krążku znalazło się 12 utworów, w tym jeden nagrany razem z członkiem zespołu Rancid. Widać więc od razu, że zespół ma punkowe korzenie. Zresztą sam Hellcar Records został założony m.in. przez Tima Armstronga, który wywodzi się właśnie z Rancid.

Jak to w ska-punku, tematy tekstów mamy dosyć lekkie - trochę o przyjaźni i wyjściu na koncert ("Got Each Other"), trochę o niepoddawaniu się ("Title Holder") czy miłości ("Gave you everything") z moim absolutnym faworytem na tej płycie "She's Kerosene".

Muszę powiedzieć, że lubię ska, choć często jest dość wtórne i po kilku kawałkach nudne. W przypadku The Interrupters ta teoria się nie sprawdza. Płyty można słuchać w kółko kilka razy i nie dopadnie nas raczej monotonia. Jak najbardziej polecam się zapoznać z tym materiałem.

P.S.
Zespół gra w czerwcu w Gdańsku, więc osoby z Trójmiasta i okolic będą miały dość rzadką możliwość zobaczenia ich live.

The Interrupters - "She's Kerosene"
 

Data: 3.02.2019 r.

Zespół: Zimna Wojna
Płyta: "Nienawidzę"

Proszę Państwa! Pierwszy raz w historii stronki mam przyjemność recenzować płytę PRZEDPREMIEROWO, bowiem oficjalnie będzie dostępna dopiero od siódmego lutego. Ale najpierw kilka słów wstępu.

Muzycy wrocławskiej sceny punkowej mogliby spokojnie spotkać się przy 10 osobowym stole i pewnie jeszcze ze dwa miejsca byłyby wolne. Pisząc bardziej serio to lokalne środowisko grających alternatywę tworzy kilkadziesiąt osób, które w różnych kombinacjach zakładają kolejne mniej lub bardziej efemeryczne projekty. Nie inaczej jest z Zimną Wojną - pół składu to przecież ekipa z Die Rotten Biedronken, którym to kiedyś nawet współorganizowałem koncert ze Stanem Surowym.

Chłopaki swoją muzyką na pewno nie wymyślają prochu na nowo, prezentując słuchaczom solidną dawkę sprawdzonego w bojach punk-rocka. Tego bardziej melodyjnego spod znaku '77. Proste numery, chwytliwe refreny, nieskomplikowane ale wpadające w ucho teksty - wszystko to znajdziecie na tym debiutanckim krążku. Cieszy, że wszyscy członkowie grupy nie tylko grają, ale robią także chórki - dodaje im to sporo mocy. Podwójnie cieszy, że chłopaki nie mają kijów w tyłkach, nie udają true-punków i mają sporo dystansu do siebie jak i muzyki, którą prezentują. Uśmiechnąłem się słysząc tekst numeru otwierającego płytę ("Nienawidzę"): "Nienawidzę Ameryki / straży miejskiej, polityki / miejsc gdzie są łatwe panienki / Nienawidzę tej piosenki". To ja od siebie dodam, że nienawidzę digi-packów. Szkoda, że obecnie stają się standardem wydawniczym.

Tekstowo mamy trochę o no future ("Jałowe pokolenie"), papce z radia ("Częstotliwość 77"), polskim cwaniactwie ("Wirus"). Są to jednocześnie najlepsze numery na płycie. Dobrze wypada także mówiący o konformizmie "Nic się nie zmienia", otwierający krążek "Nienawidzę" czy drugi na płycie numer "Poza kontrolą".

Generalnie płyta jest po prostu dobra. Sceną nie zatrzęsie w posadach, co nie znaczy, że nie warto jej posłuchać. Można także na żywo - 7.02.2019 w DK Luksus we Wro będzie miał miejsce koncert promujący ten debiutancki krążek.

Zimna Wojna - "Jałowe pokolenie"
 

Data: 19.01.2019 r.

Zespół: Ga-Ga
Płyta: "Rebelia"

Dzisiaj TVP puka w dno od spodu, ale jeszcze kilkanaście lat temu publiczną można było oglądać bez obrzydzenia. Starsi czytelnicy pamiętają zapewne całkiem przyzwoite programy muzyczne jak Clipol czy Lalamido (wprawdzie przerzucone pod koniec istnienia na środek nocy, no ale zawsze...). TVP zdążyło się nawet transmitować na żywo Jarociny i to właśnie między innymi koncert Smalca i spółki z początku lat '90, podczas którego grali materiał z późniejszej Rebelii.

Dzisiaj płyta ta wydana pierwotnie w 1993 roku doczekała się wydania na winylu w limitowanej edycji 100 sztuk oraz na CD. Jak się broni po 25 latach? O tym za chwilę. Miałem "Rebelię" na kasecie i myślałem, że reedycja doczeka się przynajmniej nowego masteringu. Niestety jak na kasecie gitara wkurwiała zbyt wysokimi tonami, tak irytuje nadal. Jest to dla mnie duże niedopatrzenie i wielka szkoda, że nic z tym nie zrobiono.

A jak sam materiał? Kawałki na płycie są jak na punk-rocka długie, transowe, powiedziałbym nawet, że widać wpływy zimnofalowe. Część z nich można by zaliczyć już do klasyki, jak np. kawałek "Szczur", który celnie oddawał problemy czasu transformacji ustrojowej. Pomimo upływu lat świetnie wypada także "Siła za siłę" czy luźny (żeby nie powiedzieć punk-polowy) "Olevay system". Te dwa-trzy numery to perełki dla których warto mieć tę płytę w kolekcji. Na półce prezentuje się całkiem nieźle.

Ga-Ga - "Szczur"

Data: 12.01.2019 r.

Zespół: Marmozets
Płyta: "Knowing What You Know Now"

Marmozets było na liście zespołów, które chciałem obejrzeć na Rock for People w 2017 roku (mieli wtedy na koncie debiut wydawniczy - "Weird And Wonderfull"). Niestety nie dotarli wtedy do Hradca Kralove, co nadrobili w roku 2018 mając na koncie już dwa pełnowymiarowe albumy.

Ich koncert był pełnym energii show, aż ciężko było ustać w miejscu gdy cały zespół miotał się po scenie w mniej lub bardziej chaotycznym tańcu.

A jak wypadają na płycie? Powszechnie uważa się, że drugi LP to największe wyzwanie dla kapeli, sprawdźmy zatem czy po naprawdę świetnym debiucie drugi krążek jest równie dobry.

Marmozets serwują nam na nim konkretnego indie-rocka miejscami ocierającego się o punk-rock. Niemniej jednak jest nieco łagodniej niż na debiucie, chwilami nawet popowo, a szkoda. Na pewno porywający jest głos wokalistki, która potrafi zaśpiewać naprawdę melodyjnie, by po chwili przejść do growlowania czy wrzasku. Umiejętności pozostałych członków kapeli także stoją na wysokim poziomie. Wszystko jest tu przemyślane i dopracowane.

Singlami z tejze płyty były "Play", "Habits" oraz "Major System Error" - i muszę powiedzieć, że są to najjaśniejsze punkty tego wydawnictwa. Energetyczne, melodyjne numery, których naprawdę dobrze się słucha. Moją uwagę przykuły także "Lost In Translation" - gdzie otrzymujemy mieszankę rap-core z niemalże popowym refrenem czy połamane rytmicznie i zaskakujące "Suffocation". Jest też kilka piosenek, które niezbyt przypadły mi do gustu ("Insomnia" czy "Me & You").

Na pewno ze starcia z drugą płytą zespół wyszedł obronną ręką. Jest to kawał porządnego grania, 12 numerów z którymi na pewno warto się zapoznać.

Marozets - "Major System Error"

Data: 5.01.2019 r.

Zespół: Pixies
Płyta: "Come On Pilgrim... It's Surfer Rosa"

Tak, mięło już 30 lat od czasu wydania debiutanckiego albumu Pixies. Z tej okazji zespół postanowił uraczyć nas jubileuszowym wydaniem "Come On Pilgrim & Surfer Rosa". Możemy wybrać 3xCD lub 3xwinyl. Obie wersje są ładnie wydane na złotych krążkach i cieszą oko.

Nie ukrywam, że jestem fanem Pixies, a ich pierwszy koncert na którym byłem był dla mnie wydarzeniem nie tylko audio ale i wizualnym - odbywał się w 2013 roku w Pradze w Lucerna Music Hall - starej operze przerobionej na klub muzyczny. Fantastyczny klimat, akustyka i oczywiście sam koncert też był genialny.

Ale wróćmy do płyty - czy po 30 latach nadal broni się muzycznie? Jak najbardziej - to, jak każda płyta wydana przez Pixies do czasu rozpadu w połowie lat '90, prawdziwy majstersztyk. Świetne kompozycje, melodyjne zwrotki, krzykliwe refreny, kilka hitów i pełne metafor teksty - mamy tu wszystko czego oczekuję od dobrego zespołu indie-rockowego.

Dodatkowo dorzucono do zestawu koncertówkę "Live From The Fallout Shelter" z 1986 roku - jedno z najwcześniejszych nagrań live Pixies jakie w ogóle istnieją. Niestety jakość nagrania to raczej średniej jakości bootleg, a nie pełnoprawna koncertówka. Niemniej jednak mamy tutaj ciekawostki w postaci pierwotnych wersji utworów "Subbacultcha" czy "Down To The Well, które na płyty studyjne weszły dopiero (odpowiednio) w 1991 i w 1990 roku.

Wydawnictwo dla fanów to prawdziwa gratka, ale kto jeszcze nie zna Pixies (w Polsce chyba nigdy nie doczekali się prawdziwej rozpoznawalności i utkwili gdzieś między mainstreamem i undergroundem) koniecznie powinien zapoznać się z tym wspaniałym zespołem.

Posłodziłem, teraz czas posłuchać:
Pixies - Caribou.

Data: 28.12.2018 r.

Zespół: V/A
Płyta: "Re[punk]blika. Nieustanne pogo"

Wpadła mi w ręce płyta absolutnie nietypowa, zawierająca bowiem punkowe covery Republiki. A przecież wiadomo, że punkowcy raczej gardzili zespołem Ciechowskiego (chyba z wzajemnością), czego najlepszym przykładem było obrzucenie zespołu pomidorami na jednym z Jarocinów. Ciechowski zresztą nie pozostał dłużny odpowiadając (i tu dość luźny cytat): "przydałaby się jakaś szmata, żeby to powycierać. Może ktoś z was przyjdzie?"

Co więc stoi za tym wydawnictwem? Pieniądze (w punkowym distro? to byłby ewenement)? Może więc w końcu w tym dość sztucznym konflikcie wygrała muzyka?

Płytę wypełnia 21 utworów z różnych okresów działalności Republiki. Szkoda, że zabrakło naprawdę sztandarowych numerów, które tekstowo bardzo pasują do punk-rocka ("Kombinat", "Śmierć w bikini" czy "Biała Flaga"). Mamy natomiast niepotrzebne duble ("Odchodząc").

Moim zdaniem mocne strony tej płyty to wykonania: Kompanii Karnej ("Gadające głowy"), Satellites ("Mamona"), Pabiedy ("Masakra") oraz Inkwizycji ("Moja krew") i to one wskakują na moją playlistę. Reszta numerów obleci, są też słabe momenty jak wspomniane wcześnie "Odchodząc" (Leśne Ludki) czy "Nie pytaj o Polskę" (Zbeer).

Płytkę mimo wszystko warto sprawdzić. Jeśli jesteś fanem Republiki posłuchasz czy nie doszło do profanacji. Jeśli punkowym ortodoksem zobaczysz, czy nie warto przeprosić się z Ciechowskim. Możesz słuchać ciszej - sąsiedzi nie usłyszą i nie trzeba będzie oddawać legitymacji prawdziwego punka.

Inwkizycja - "Moja krew"
 

Data: 22.12.2018 r.

Zespół: Morus
Płyta: "Ciało obce"

Bez większych kontrowersji można pokusić się o stwierdzenie, że Post Regiment był jednym z ważniejszych zespołów rodzimej sceny HC/punk. Tylko raz, zimą 2001 roku, dane mi było zobaczyć ich koncert w nieistniejącym już klubie "Kolor" we Wrocławiu (grali wtedy z Dezerterem i Apatią). Niedługo potem Pościaki zakończyli działalność.

Skoro większych szans na reaktywację raczej nie ma, to trzeba się łapać tego co jest.

W kończącym się już roku swoją debiutancką płytę wydała kapela, w której udziela się Nika, była wokalistka Post Regimentu. Wprawdzie zdarza się, że punkowcy biorą na nazwę zespołu jakąś postać (vide August Landmesser), ale chrześcijańskiego męczennika raczej się nie spodziewałem, choć zapewne bardziej chodziło o wątek sławnej "Utopii".

Co serwuje nam Morus na swoim debiutanckim albumie? Najprościej byłoby odpowiedzieć, że solidną porcję HC/punk. Osobiście dla mnie trochę za mało melodyjną, choć zbliżoną klimatem do wspomnianego wcześniej Post Regimentu. Tekstowo (niestety) ciągle aktualne, choć oklepane tematy - konsumpcjonizm, fanatyzm religijny, konformizm, oportunizm etc. Moim faworytem jest zdecydowanie numer "Wszystkie grzechy".

Debiut Morusa jest naprawdę solidny, myślę, że płyta może się spodobać osobom lubiącym cięższe brzmienia. Jeśli chcesz sprawdzić, czy tobie też to zajrzyj na Bandcampa, by odsłuchać cały album.

Morus - "Ciało obce"

Data: 10.12.2018 r.

Zespół: V/A
Płyta: "Nie ma zagrożenia - jest Dezerter"

Pasażer postanowił odgrzać nam stary kotlet i właśnie wypuścił na dwóch czarnych krążkach składankę z coverami utworów Dezertera, którą na CD wydał 12 lat temu. Nie jest to jednak do końca to samo wydawnictwo - część numerów wypadła, by zrobić miejsce innym.

Nie jestem zwolennikiem tego typu wydawnictw przede wszystkim dlatego, że ciężko jest nagrać dobry cover. Nagranie 1:1 z oryginałem powoduje, że wersja pierwotna zwykle brzmi lepiej. Z drugiej strony zbytnie odpłynięcie od tematu przerabianej piosenki także grozi fiaskiem. Wzorem świetnej przeróbki jest dla mnie Alians i jego "Bomby domowej roboty".

Jak wypadają natomiast longplaye z numerami Dezertera? Całość podzielona została na krążek z czadami oraz eksperymentami. Ten pierwszy to w większości dość bliskie oryginałowi wykonania. Raczej mniej niż bardziej zaskakujące, choć fajnie wiedzieć, że Dezerter dotarł nawet do Kolumbii ("Ku przyszłości" śpiewane przez Polikarpa Y Sus Viciosas) czy Estonii (J.M.K.E. - "Spytaj milicjanta"). Płytki można posłuchać, ale raczej na długo w pamięć nie zapadnie.

Druga płyta, eksperymentalna, wypada moim zdaniem znacznie lepiej. Dłużej musiałem się w nią wgryzać, ale jednak niektóre wykonania są świetne - jak drum'n'bassowy kawałek Masali ("XXI wiek") czy utrzymany w nieco podobnym klimacie numer Rwr Babilon Error (dość luźny cover oparty na kilku piosenkach). Dobrze wypadają też numery grup 13.12 (projekt Matery i kwartetu smyczkowego Non Stop - aż szkoda, że oprócz tej piosenki nie wyszli poza koncerty) czy The Lunatics ("Nowe wiadomości"). Do drugiego krążka na pewno będę wracał, choć trzeba przyznać, że jest nierówny. Obok utworów świetnych zdarzają się też słabsze.

Podsumowując - jak masz luźne 59 zł (co jak za dwa ładnie wydane winyle nie jest wygórowaną ceną), lubisz Dezertera i masz głowę otwartą na różne brzmienia, to drugiej płytki na pewno warto posłuchać, a i przy pierwszej się nie zanudzisz.

Masala Soundsystem - "XXI wiek"

Data: 1.12.2018 r.

Zespół: Turnstile
Płyta: "Time&Space"

Turnstile jest jedynym zespołem ze sceny hardcore/punk dla którego jestem w stanie przejechać kilkaset kilometrów, by obejrzeć na żywo 30 minutowy set. Ich koncerty to zawsze pełne energii show, któremu chyba tylko Rammstein ze swoimi fajerwerkami może się równać.

Pierwsza płyta chłopaków z Baltimore ("Nonstop Feeling") nieźle zamieszała na scenie i wywindowała grupę na pozycję jednego z najciekawszych młodych bandów. Sam katowałem ją po kilkanaście razy w kółko.

Koncepcja grania ciężko, energicznie i melodyjnie w tym samym czasie to jednak sztuka. Sztuka, która Turnstile się udała. W 2018 roku uraczyli nas nowym wydawnictwem zatytułowanym "Time&Space", w którym utrzymali swój charakterystyczny styl łączący wyżej wymienione elementy. Jest krzykliwy wokal, melodyjne chórki i ciężkie gitarowe riffy przeplatane fragmentami, których nie powstydziłoby się Bad Religion.

Do moich faworytów należy kawałek rozpoczynający album - "Real Thing", "I Don't Wanna Be Blind" oraz "Big Smile". Cała płyta mieści natomiast 13 numerów.

Jeśli nie miałeś okazji posłuchać Turnstile, to czas nadrobić zaległości - cały album (jak na hardcore przystało) to raptem 25 minut - warto poświęcić trochę ponad kwadrans chłopakom z Baltimore.

 

A na dokładkę - "Real Thing" live:
 

Data: 24.11.2018 r.

Zespół: V/A
Płyta: "Epoka dla nas / Leningradzki Rock-Klub"

Ostatnio wpadły mi w ręce dwa winyle. Jeden wydany w Polsce w 1989 roku przez Wifon ("Epoka dla nas"), drugi rok wcześniej w ZSRR przez ichnią Melodię ("Leningradzki Rock-Klub"). Co mają ze sobą wspólnego? Oba zawierają nagrania zespołów związanych z kultowym dla sowieckich odszczepieńców miejscem - Leningradzkim Rock Klubem, który jak twierdzili badacze tamtejszej kultury "rozwalił Związek Radziecki". O ile w PRL-u za słuchanie rocka, noszenie irokeza i skórzanej kurtki można było dostać pałą po plecach, tak władze w kraju Wielkiego Brata potrafiły skierować takiego delikwenta do psychuszki na kilka miesięcy przymusowego leczenia. Nie odstraszało to jednak młodych Rosjan od tworzenia muzyki, która znalazła się właśnie na tych dwóch płytach.

Możemy posłuchać tutaj przeróżnych utworów - od numerów ocierających się o metal, poprzez rock, po elektroniczne i jazzowe eksperymenty.

Zwróciłbym uwagę na kilka zespołów z tych składanek - DDT, którzy pochodzą z odciętej od świata Ufy, gdzie na początku działalności grali covery i zastanawiali się, czy w ogóle można grać muzykę rockową po rosyjsku (tak, można ;-) ). Warto też zapoznać się z twórczością ZOO-Parku i Akwarium, które to były pionierami radzieckiego rocka.

Przede wszystkim należy jednak zwrócić uwagę na twórczość Wiktora Coja i jego Grupy Kino. W ZSRR zyskał on status legendy, na który z pewnością miała wpływ nie tylko jego muzyka, lecz także tragiczna śmierć w wypadku samochodowym. Jak śpiewał Grabaż "dobrze umrę, lepiej sprzedam" - wydana pośmiertnie płyta Coja była ogromnym hitem w całym Sojuzie.

Jak ktoś lubi muzyczne poszukiwania i odkrywanie nowych brzmień, to powinien się zapoznać z działalnością zespołów z Leningradzkiego Rock Klubu - radzieckiej enklawy wolności. Tym bardziej, że winyle te można kupić już za 10 zł. Przynajmniej mnie tyle kosztowały.

Kino - "Spokojna noc"

Data: 19.11.2018 r.

Zespół: Kazik & Zdunek Ensemble
Płyta: "Warhead"

Niektórzy twierdzą, że Kazik już dawno się skończył i jedynie odcina kupony. Osobiście nie wysunąłbym aż tak kategorycznej tezy, niemniej jednak obstaję przy stwierdzeniu, że apogeum jego szeroko rozumianej twórczości to okolice końca XX wieku. Później były już tylko przebłyski i to raczej w formie pojedynczych piosenek (np. "Wstyd", "Układ zamknięty", "Kiedy ucichną działa już" czy "Tłuszcza") niż całych płyt.

W 2018 roku Kazik postanowił uraczyć nas pytą z coverami zespołów, które miały na jego twórczość jak i jego samego spory wpływ. Możemy posłuchać kawałków takich grup jak The Clash, Angelic Upstars, UK Subs, The Specials, Public Image Limited, a nawet Boney M. Muzycznie utrzymane jest to wszystko niewątpliwie w klimacie Kultu.

 

Przygniatająca większość utworów śpiewana jest po angielsku, co niestety nie jest zaletą. Brzmi to po prostu słabo, miejscami aż ma się ochotę kliknąć "dalej" na odtwarzaczu (np. "Police and thieves"). O ile muzycznie płytę można by jeszcze wybronić, to jednak śpiewanie w języku obcym okazuje się jej gwoździem do trumny. Szkoda, że Kazik nie napisał polskich tekstów do tych utworów, bo na pewno pomogłoby to temu wydawnictwu. W zasadzie z przyjemnością można posłuchać jedynie utworu otwierającego krążek, który został zaśpiewany w naszym rodzimym języku.

Podsumowując: niby człowiek wiedział, że nie będzie to nic dobrego, ale jednak się łudził. Gdyby nie fakt, że płytę firmuje Staszewski, zapewne nikt by jej nie wydał.

Kazik & Zdunek Enseble - "Wojny"

 

Data: 18.11.2018 r.

Zespół: Farben Lehre
Płyta: "Stacja wolność"

Zawsze uważałem Farbenów za zespół z II ligi polskiego punk-rocka. Z całej dyskografii podobały mi się zasadniczo jedynie "Atomowe zabawki", której to płycie stuknie niedługo 18 lat oraz "Projekt punk", który jednak był płytą coverową. Z drugiej strony zespół budził mój szacunek za wspieranie młodych kapel i branie ich na supporty podczas licznych koncertów.

Grupa wypuściła właśnie nowy krążek zatytułowany "Stacj

a wolność". Podszedłem do wydawnictwa z dużą rezerwą, mając w pamięci poprzednie dokonania, które niezbyt przypadły mi do gustu. Muszę powiedzieć, że miło się zaskoczyłem. Kapela w dużym stopniu zrezygnowała z wstawek reggae i bujających rytmów - jest konkretnie, mocno, energetycznie, a zarazem melodyjnie. Tak jak powinno być. Kawałki takie jak "Wódz", "Zero" czy "Kontratak" naprawdę wpadają w ucho.

Tekstowo jest aktualnie - sporo odniesień i komentarzy do obecnej sytuacji politycznej. Mniej infantylnie niż na poprzednich płytach, choć można nadal dostrzec rymy częstochowskie.

"Stacja wolność" to kawał solidnego grania, którego warto posłuchać.

Farben Lehre - "Kontratak"

Data: 17.11.2018 r.

Zespół: Slaves
Płyta: "Acts of Fear and Love"

Na Slaves-ów trafiłem zupełnie przypadkiem w 2015 roku, kilka miesięcy po wydaniu przez nich swojej pierwszej płyty - "Are You Satisfied?". Byłem pod ogromnym wrażaniem ile jeszcze można wycisnąć z punk-rocka i to w dwie osoby (!). Potem przyszła kolej na wizytę na koncertach w Berlinie, Hradcu Kralove (Rock for People) i Kostrzynie (Woodstock) i drugą, równie dobrą, płytę "Take Control".

Niedawno natomiast nabyłem najnowsze dzieło brytyjskiego duetu - "Acts of Fear and Love", wydane w sierpniu tego roku nakładem EMI (poszli w ślady Sex Pistols ;-) ). Płyta mieści 9 utworów, utrzymanych w rozpoznawalnym stylu, któremu zdecydowanie najbliżej do punk-rocka, choć tym razem mamy także bardziej pop-punkowe utwory jak "Cut and Run", "Chokehold" czy "Daddy". Cały krążek brzmi też trochę mniej surowo niż poprzednie dwa, więcej uwagi poświecono produkcji.

Warstwa liryczna jak to w punk-rocku obnaża otaczający nas świat (czy może raczej UK), a muzycy naśmiewają się się z obłudy, hipokryzji, pogoni za sławą i pieniądzem.

Czy warto posłuchać? Na pewno! To bardzo dobra płyta, widać, że zespół się rozwija i zyskuje popularność. Podczas koncertu w Berlinie (listopad 2016) mieli może ze 150 osób na widowni. Na niedawny koncert w Warszawie zabrakło biletów. To chyba najlepsza rekomendacja.

 

A dla Was Slaves i "Cut and Run"

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Warstwa liryczna jak to w punk-rocku obnaża otaczający nas świat (czy może raczej UK), a muzycy naśmiewają się się z obłudy, hipokryzji, pogoni za sławą i pieniądzem.

Czy warto posłuchać? Na pewno! To bardzo dobra płyta, widać, że zespół się rozwija i zyskuje popularność. Podczas koncertu w Berlinie (listopad 2016) mieli może ze 150 osób na widowni. Na niedawny koncert w Warszawie zabrakło biletów. To chyba najlepsza rekomendacja.

Slaves - "Cut and Run"

 

Facebook

Chcesz być na bieżąco?

Dodać swój komentarz?

Zajrzyj na moją stronę na Facebooku:

 

www.facebook.com/ToDoCiebie
 

punk rock, rock, muzyka alternatywna, polski rock, polski punk, post punk, ska, recenzje płyt, płyty, koncerty, winyle, muzyka, hard core

bottom of page